Les Miserables – Enjolras/Grantaire - AU - Rozdział 1
Enjolras
sądził, że Paryż był piękny.
Choć może
powinno być to „wiedział” zamiast „sądził”, bo słowo to było zbyt słabe, by móc
opisać uczucie, które go wypełniało. Była to próżność, oczywiście. Enjolras był
pierwszym, by się do tego przyznać. Myśl, że on albo którykolwiek inny prosty
obywatel, mógłby znać wygląd tego tajemniczego Miasta, była niedorzeczna.
Najświetniejsze umysły, jakie Francja miała do zaoferowania, kłóciły się o jej
lub jego istnienie jeszcze zanim Enjolras się urodził. Tym bardziej nie mógł
nic wiedzieć o Paryżu.
A
jednak wiara płynęła w jego żyłach, płonąc jasnym i gorącym płomieniem.
„Dlaczego
miałby nie wierzyć?” zastanawiał się. Tak, to miasto było miksturą pretensjonalnych
pałaców i obskurnych uliczek, ale wcielenie Paryża było zupełnie inną kwestią.
Było ideałem, w który wszyscy wierzyli, a wiadomość o jego istnieniu była w
stanie unieść ludność z bagna ubóstwa i korupcji, by poprowadzić ich w stronę
lepszej egzystencji. Czy nie tak właśnie było z każdym potężnym Miastem? Czy to
nie Ateny siedziały przy Sokratesie i Platonie, słuchając ich przemówień? Czy
to nie Rzym zachęcała Da Vinciego do namalowania jego najwybitniejszych dzieł?
Jeśli
Enjolras miałby być z sobą całkowicie szczery, to przyznałby, że to nie naukowe
rozumowanie zaprowadziło go do tych wniosków. Były noce, kiedy wracał do domu z
zebrań w kawiarni, płonąc tak mocno ideą rewolucji i uwolnienia Paryża z jego łańcuchów,
że nawet w jego snach powietrze stawało się duszne. Śnił o żołnierzu u jego
boku trzymającego go za dłoń albo o kobiecie z obnażoną piersią, z którymi
prowadził lud do walki. Obydwoje piękni, obydwoje patrzący na niego.
Obudził
się dysząc i po chwili doprowadził się do porządku, cały oblany rumieńcem
wstydu. Przyjaciele, którzy drażnili się z nim o jego pozorną czystość i
niewinność, zdziwiliby się teraz, widząc, jak brudnemu pragnieniu był winny. Potrząsnął
głową i położył się z powrotem. W rzeczywistości nigdy nie znalazłby odwagi na
zrobienie takiej rzeczy, nawet nie
wyobrażał sobie, że Paryż mógłby obdarować go swoimi względami choćby na chwilę.
Czuł się winny, że pozwolił sobie na zatracenie i zbezczeszczenie swojego
wyobrażenia o Paryżu.
Nie
powie o tym nikomu. Zamiast tego skupi się na rewolucji. Nie chciał chronić Paryża dla siebie i swoich samolubnych żądzy,
ale dla dobra jego ludzi. To dobrze, że nie mógł wspominać o pięknie tego
Miasta podczas swoich przemówień w kawiarni, nie z Grantairem wśród zebranych. Ostatnio,
gdy popełnił błąd, mężczyzna śmiał się tak długo, aż zaczął płakać. Enjolras
zazwyczaj nie dawał rozproszyć się temu pijaczynie, ale tamtym razem Grantaire
był wystarczająco trzeźwy, by wysunąć kilka trafnych argumentów. Będąc
idealistą, Enjolras zapomniał o poparzonych w licznych pożarach ramionach
Londynu. O bliznach, które pojawiły się na twarzy Wiednia po tym, jak wiele jego
dzieci poległo pod Austerlitz. O ponurych rysach Berlina z czasów, gdy podtrzymywał
w ramionach konające miasta Świętego Imperium Rzymskiego (Enjolras nigdy o tym
nie słyszał, ale Grantaire zdawał się wiedzieć, co mówi).
Od
tamtego momentu Enjolras zadecydował, że nie będzie wspominał o Paryżu, jeśli
nie znajdzie solidnego dowodu popierającego jego argument. Było to trudne
zadanie, zważywszy na to, jak mało było o nim lub o niej wiadomo, a nawet
Miasta nie chciały mówić o swoim zaginionym rodzeństwie. Jednak lepiej było
fantazjować, niż mierzyć się z szyderstwem Grantaira. Był zdumiewająco złośliwy
tej nocy. Enjolras przypuszczał, że ten cynik w ogóle nie wierzył w Paryż.
(Grantaire
upił się o wiele bardziej niż zwykle tej nocy)
Ale
Enjolras… On wierzył tym samym płomieniem, który kiedyś skłaniał ludzi do
czczenia Miast jako bogów. Nie mógł nic na to poradzić. Paryż był wszystkim,
czego pragnął dla Francji. Mężczyzna ten był też jednym z najmniej zaskoczonych
faktem, że Paryż jeszcze się nie ujawnił. To oczywiste, że on lub ona trzymała
się z dala od mas, które tak ją zawiodły. Ludzie byli niegodni. Tak długo, jak
mieli Króla i byli uciśnieni, byli niegodni. Paryż prawdopodobnie ukrył się gdzieś
ze wstydu, gdy spostrzegł, czym się stali.
I
pomyśleć, że wszyscy ci zaciekli żołnierze próbowali obwiniać Miasto za swoje
porażki! Enjolras natychmiast uniósł się w gniewie, uderzony przez nagłą myśl.
Wstał i narzucił na siebie ubrania, zanim zorientował się, że jest jeszcze
późno w nocy. Ostatnio, gdy wbiegł do mieszkania Courfeyraca by pomówić o
Paryżu, przeszkodził w delikatnej sytuacji
i rzucono w niego butem.
Więc
zamiast tego usiadł do swego biurka i zacząć pisać wściekłą żarliwością aż do
samego rana. Pisał dla rewolucji. Jednak przede wszystkim pisał dla Paryża.
Tak,
Enjolras wiedział, że Paryż był piękny.
____________________
Od autora: Punkty widzenia będą zmieniać się między Enjolrasem a Grantairem podczas całej historii.
Od tłumacza: To opowiadanie jest fanowskim tłumaczeniem fanfiction „Paris burning" autorstwa thecitysmith, które możecie znaleźć w oryginale tutaj. Polecam przeczytanie wersji angielskiej w pierwszej kolejności, ponieważ nawet najlepsze tłumaczenie nie odzwierciedli tego ogromnego kunsztu literackiego.
Nie wierzę w to co właśnie robię.
OdpowiedzUsuńPiszę komentarz pod tłumaczeniem ff.
Nigdy nie czytałem takich rzeczy, ale chyba będę musiał zacząć.
Zakochałem się w "Paris burning".
Zaraz się popłaczę. Dziękuję Ci, Płaski Kubku :')
OdpowiedzUsuńNie wiem co mogłabym powiedzieć, oczywiście oprócz prośby o kolejne rozdziały ;-) Wciąż cie uwielbiam to tłumaczenie <3
OdpowiedzUsuńMiałam dzisiaj wstawić trzeci, ale wpadło mi w ręce takie jedno tłumaczenie sprzed lat i... ^^" Mam nadzieję, że lubisz Assassin's Creed :')
OdpowiedzUsuń