czwartek, 25 grudnia 2014

Romeo i Julia – Merkucjo/Romeo – Rating: M
Romeo będzie taki, jaki będzie, a Merkucjo zawsze pozostanie przy nim.
____________________
Od tłumacza: To opowiadanie ma rating M, co oznacza, że mogą się tu pojawić treści nieodpowiednie dla młodych czytelników.
Od tłumacza.2: To opowiadanie jest fanowskim tłumaczeniem „Waste Our Lights In Vain" autorstwa Nifry Idril, które możecie znaleźć zarchiwizowane w oryginale tutaj. Polecam przeczytanie wersji angielskiej w pierwszej kolejności, ponieważ nawet najlepsze tłumaczenie nie odzwierciedli kunsztu literackiego autora. 
Od tłumacza.3: To tłumaczenie jest w całości dedykowane Magdzie, Ani oraz Agacie, Szekspirowskiej Trójcy Świętej z okazji świąt i w ogóle dlatego, że są wspaniałe na co dzień. Dziewczyny! Próbowałam się wyrobić z napisaniem czegoś swojego, ale mam tego nadal za mało, by opublikować (ship ten sam, bo poczułam ogromną chęć na tragiczną, jednostronną miłość po całej masie angstów z Enjolras/Grantaire). Więc jak na razie musicie zadowolić się tym oto tłumaczeniem, ale obiecuję, że kiedyś skończę coś pisać. I będzie to coś dla was.
Od tłumacza.4: Ten tekst był tak bolesny do tłumaczenia, ale tak dobry w oryginale, że żałuję, iż nie wszystkie szczegóły dało się zachować jak choćby ta zależność bark jako szczekanie i bark jako kora, choć niby nie robi to żadnej różnicy w tekście. Ponownie dziękuję Julianowi za korektę. I w ogóle ten fic został napisany dokładnie dziesięć lat i pięć dni temu, co jest całkiem niesamowite.
____________________

i.
W Merkucju są drzwi, drzwi w kształcie Romea. Wieje przez nie wiatr; otwarte, zamknięte, otwarte i zamknięte.
Romeo śpi, gdy słońce wspina się po niebie. Merkucjo czeka na niego, oparty o gorące cegły, aż do południa i później, wkładając kawałki cebuli do ust i patrząc na szczekające psy.
Poza murami Werony jest sad, gdzie drzewa uginają się pod ciężarem gruszek, tak samo jak praczki pochylają się nad rzeką. Merkucjo mruży oczy przez jasne, oślepiające światło, a jego usta przypominają sobie chrupkość i silny zapach owocu. Pamięta dźwięk stóp Romea, które uderzały o żyzną ziemię, gdy go gonił. Pamięta, jak kora drapała jego dłonie, gdy wspinał się, by usiąść przy nim. Pamięta światło przedzierające się przez liście i zalewające twarz Romea, kiedy ten zerwał gruszkę i wyciągnął dłoń w niemej propozycji. Pamięta jego usta, jego zęby wgryzające się w owoc oraz jego ciemnoszare oczy.
W jego pokoju kurtyny zasłaniają okna, a ciemność wspina się po ścianach jak winorośl. Romeo leży na łóżku, jedna ręka przykrywa jego twarz. Otwarta koszula odkrywa jego różaną skórę oraz pot na jego wygiętej, nędznej szyi. Mruczy coś przez sen – imiona zmieniają się z biegiem dni, ale zawsze należą kobiet o bladych twarzach i długich szyjach. Romeo kocha się z ich imionami, układając wargi wokół nich tak, jak nigdy nie ułoży dłoni na ich ciałach.
Zawsze są nietykalne, niemożliwe.
Włosy Merkucja są jak słoma i wpadają mu do oczu. Zakłada je za ucho jedną ze swoich piegowatych dłoni i wyciąga nogi mocniej przed siebie. Jego miecz szura po kamieniach tworząc iskry, małe pęknięcia światła.
Na ulicy przed nim kobieta idzie z koszykiem warzyw i drobiu, długie ciało gęsi zwisa z jej bladozłotej bali. Podąża za nią chłopiec w kolorach Montekich. Szura nogami w pyle, niosąc krwawiący pakunek w ciemnobrązowym papierze – mięso dla starego Montekiego.
Na placu jest targ wypełniony skrzeczącymi handlarzami i łopoczącymi ptakami, pełen worków orzechów i koszów z owocami. Merkucjo ma sprawne ręce, więc podczas gdy Romeo wzdycha za córkami farmera, on napełnia swoje kieszenie.
Potem zawsze dzielą się między sobą. Merkucjo wie, jak truskawki czerwienią usta Romea, gdy siedzą na murach miasta, patrząc na niskie wzgórza północy. Romeo ma ciemne oczy i poszarpane loki, a czarne kosmyki opadają mu na czoło. Jego skóra jest blada jak marmur, nie jak śnieg zabrudzony ziemią czy popielate skrzydła gołębi – jego skóra jest jak białe posadzki katedry, kamienie posągów.
Romeo jest o rok młodszy od Merkucja, choć wygląda o wiele silniej, poważniej. Romeo urodził się w sierpniu, w samym końcu parnego lata. Merkucjo urodził się na wiosnę, gdy lód pękał jak jajko, wykluwając zieloną trawę z mrozów zimy, a lato ze śniegu.
Żył osiemnaście lat do siedemnastu lat Romea. Widział go każdego dnia, odkąd pamiętał.
Nigdy nie czekał na kogokolwiek innego.

ii.
Romeo nauczył się nowego słowa. To Rosaline.
Maska Merkucja drapie mu policzki i wciska koronkę w oczy, gdy patrzy, jak Romeo klęka przed jej zieloną spódnicą, jej bladymi dłońmi, jej pulchną twarzą.
Wpatruje się w nią z uwielbieniem, jego wargi drżą z pożądania. Rosaline zasłania usta trzepoczącymi palcami, ziewając, i odwraca w wzrok.
Merkucjo nie jest pod wrażeniem.

iii.
Jest już prawie ciemno. Romeo leży na plecach patrząc ponuro na ospałą rzekę. Jego palce wiążą supły w długiej trawie, a jego spalone policzki mienią się różem pod szarą powłoką otaczającego ich mroku.
Żołądek Merkucja jest wypełniony winem, a głowa westchnieniami Romea do Rosaline. Zdaje się, że leżą tam od kilku dni, a Merkucjo nie wypowiedział ani jednego słowa od wielu godzin, słuchając tylko głosu Romea, lamentującego do wszystkich zalet swojej nowej pani.
– To bogini, Diana, Wenus.
Merkucjo widział ją i nie jest żadną z nich. Jest niską, pulchną dziewczyną z orzechowymi włosami i oczami jak woda.
Romeo mówi, że umrze z miłości do niej. Merkucjo obserwuje szeroko otwarte oczy przyjaciela i jego obszerne dłonie.
Jeśli flirt jest niczym innym jak tylko przytaczaniem pięknych fraz z dala od uszu ukochanego, Merkucjo flirtuje z Romeem nawet teraz.
Oczy Romea są czarnymi kamieniami błyszczącymi w rzece w południe.
Włosy Romea są pękiem czarnych wstążek, skręconych w delikatne loki.
Usta Romea są dojrzałymi winogronami.
Nogi Romea są długie i mile zaokrąglone.
Dłonie Romea są ptakami.
Skóra Romea jest kościołem.
Ramiona Romea są solidne i silne jak fundamenty.
Głos Romea jest pędem łabędzi.
Uśmiech Romea jest tulipanem, pomarańczą, kandyzowaną gruszką, blaskiem ognia, który topi śnieg podczas zimy.
– Chodź – mówi Romeo wstając i włócząc się w stronę domu swojego ojca.
Merkucjo podąża za nim.

iv.
Merkucjo kochał kobiety swoim ciałem. Całował usta kobiet i dotykał ich bioder. Budził się z twarzą wciśniętą w pogniecione prześcieradła łóżka rozpalonego seksem.
Znał także dotyk mężczyzny. Szarpał się ze spodniami i czuł szorstką jak rękojeść dłoń, gdy ściskała i ciągnęła go umiejętnie tak długo, aż w końcu tracił kontakt ze światem i opadał z sił.
Nigdy tak nie dotykał Romea, jednak wiedział, w jaki sposób jego ciało napręża się, gdy ćwiczą szermierkę, w jaki sposób opinają się na nim spodnie, w jaki sposób unosi ramiona. Znał jego krótki zasięg i szybki kontratak.
Merkucjo przyszpilił go do ziemi i trzymał tam tak długo, aż ten błagał o rozejm, śmiejąc się.
Kiedyś patrzył, jak Romeo zlizuje sok gruszki ze swojej dolnej wargi i czuł, jak rysuje koła na jego ramieniu. Okręgi zataczały się ciągle i ciągle, doprowadzały do szaleństwa, małe, pełne i skończone, gdy w końcu Romeo zeskoczył na ziemię.
Nie dotknął go od tamtego momentu.

v.
To już drugi tydzień głupiej Rosaline, która macha swoim wachlarzem i chichocze. Romeo żyje i umiera w jej grubej twarzy, w jej czarnozębnym uśmiechu. Nie śmieje się, nie uśmiecha, nie tańczy, nie słucha, gdy Merkucjo mówi. Wszystkie jego słowa trzepoczą bez skutku nad doskonałą głową Romea, gdy Rosaline wtacza się do pokoju.
Więc Merkucjo zostawia ich samych i siada przy barze, opierając się łokciami o drewno lady. Wino stoi przy jego ręce. Jest tak ciemnofioletowe, że wygląda na niemal czarne.
Otwarte, zamknięte, otwarte i zamknięte. Drzwi w Merkucju zatrzaskują się i otwierają z łoskotem, gdy wpatruje się w swój kielich. Romeo jest najbardziej nieustępliwym kochankiem, jakiego Merkucjo kiedykolwiek widział – jego miłość jest tragedią, jego złamane serce dziełem sztuki.
Ale nie upaja się smutkiem tak jak on. Zlizuje wino z palców. Jest gorzkie.
Zimny wiatr wlatuje do środka, gdy do tawerny wchodzi mężczyzna w kolorach Kapuletich, przerzucając płaszcz przez ramię i skłaniając głową ku całej gospodzie.
Merkucjo tak długo przebywał z Romeem, że zapomniał, iż nie jest Montekim. Z trudem zmusza się do odwiedzenia dłoni od rękojeści miecza, ale gdy ich spojrzenia się spotykają, skłania głową w geście powitania.
To jeden z bratanków starego Kapuleta, Tybalt – Książe Kotów, który zawsze ląduje na czterech łapach. Merkucjo uśmiecha się lekko, a Tybalt przechyla głowę na bok i unosi brew. Jego zmrużone oczy są czarne, a włosy ciemne i wygładzone na czole.
Nada się, decyduje Merkucjo po chwili i przywołuje go gestem dłoni.

vi.
Wylewają się z tawerny, gdy noc nadal zalega ulice. Psy szczekają, Tybalt popycha Merkucja na ścianę. Nie odzywają się.
Jego oddech na szyi Merkucja jest słony, jego biodra kościste, gdy ściąga z nich szatę. Jego ręka wędruje ku kroczom i ściska je mocno.
Merkucjo jęczy, a Tybalt uśmiecha się złośliwie, jakby zadowolony z siebie. Kąsa go delikatnie, gdy Merkucjo przyciąga go do siebie coraz bliżej, aż o siebie pocierają. Tybalt trzyma ich obu, równie twardych, i oddycha we włosy Merkucja.
Jest wyższy od Romea, myśli dysząc i prąc mocniej w pewne dłonie Tybalta.
Jest umięśniony i chudy, zwinny i szybki – wije się, gdy rusza się razem z Merkucjem, którego dłonie gorączkowo drapią go po plecach, jakby czegoś szukały. Tybalt jest cichy i zdecydowany, naciera szybko, a Merkucjo trzęsie się, trzęsie i trzęsie, aż w końcu opada z sił.
Tybalt odrzuca głowę do tyłu, gdy przeszywa go dreszcz, a w świetle księżyca jego szyja jest biała, tak bardzo biała. Ręce Merkucja drżą, gdy przykłada do niej palce.

vii.
Merkucjo odpoczywa na stopniach placu przed katedrą. Gołębie latają wokół posągu, koło którego stoi, więc niespokojnie odgania je przysłuchując się narzekaniom Romea i Benwolia.
Po drugiej stronie placu Tybalt pojedynkuje się z innym młodym Kapuletem. Jest opanowany i sprawny – precyzyjny. Jego ciemne włosy tańczą na wietrze, gdy walczy.
Merkucjo pochyla się, obserwując. Tybalt uśmiecha się ze złośliwą satysfakcją, gdy udaje mu się przyłożyć miecz do gardła swego przeciwnika. Jego pierś porusza się szybko, a para z ust wiruje w powietrzu.
Tybalt walczy umiejętnie, każdy jego ruch jest opanowany, wyśmienity. Jest najlepszym szermierzem, jakiego Merkucjo kiedykolwiek widział.
Obraca się, a jego oczy odnajdują Merkucja. Dyskretny uśmiech rozkwita na twarzy Tybalta, ale gdy dostrzega to Romeo, prostuje się i mówi tylko z pogardą: „Kapulet”.
Benwolio kładzie dłoń na jego ramieniu i prowadzi z dala od placu. Merkucjo podąża za nimi, widząc jak Tybalt odwraca wzrok, czerwony na twarzy.

viii.
Mijają trzy tygodnie, a imię Rosaline nadal zatruwa powietrze przez nieustanne uniesienia Romea. Merkucjo siedzi w jego ciemnym pokoju, a on sam chodzi w kółko. Jego tęsknota przeradza się w szaleństwo.
Merkucjo jest znudzony, widział to już wcześniej. Patrzy na nogi, włosy i ręce Romea, a jego ciało nagle tężeje. Mimowolnie zastanawia się, gdzie jest Tybalt.
Tybalt, szpada na gardle Montekich. Tybalt o błądzących dłoniach, ciepłych ustach i szybkim parciu. Tybalt, broń, którą Merkucjo użył przeciwko sobie. Użycie jej jeszcze raz zraniłoby także Tybalta, a przecież on należy do starego Kapuleta.
Ale nie wystarczy mu uszkodzić czyjegoś miecza. Więc Merkucjo jest tutaj, w domu Montekich, rozmawiając z ciemnymi belkami na suficie o niczym.
Romeo stoi ponuro przy oknie, wpatrując się intensywnie w dom Rosaline, jakby mógł ją tak z niego wywołać. Merkucjo zastanawia się nad wyciągnięciem z domu tej smarkuli za jej cienkie kłaki i rzucenie jej na Romea, by położyć kres tym monotonnym jęczeniom. Miłość Romea jest grubą, czarną muchą latającą powoli w gorącym powietrzu.
Skończyłby to, gdyby mógł. Oczywiście nie może. Romeo będzie taki, jaki będzie, a Merkucjo  zawsze pozostanie przy nim.
Leży na jego łóżku ze stosem poduszek pod głową. Gdy zaczyna mu ponuro burczeć w brzuchu, Romeo przynosi misę z owocami i siada obok jego nóg.
Romeo marszczy brwi, patrząc na misę, z której wyjmuje gruszkę. Oczy Merkucja otwierają się szerzej, ale Romeo milczy, wkładając owoc w dłoń mężczyzny, i odwraca się w stronę okna, w stronę domu Rosaline.
Na zewnątrz kobiety wieszają pranie na cienkich sznurach, dziedziniec kipi od najróżniejszych tkanin. Prześcieradła falują jak flagi, wiatr wypełnia koszule i płaszcze niewidzialnymi ciałami. Kobiety śmieją się i rozmawiają, ich głosy słuchać nawet w pokoju Romea.
Merkucjo patrzy na gruszkę, lecz jej nie je. Układa ją koło łóżka Romea, podnosi się z poduszek i kładzie rękę na jego ramieniu. Obraca się do niego, zerkając co chwilę w stronę okna, jakby pytał, co Merkucjo robi. Jednak on tylko odgarnia włosy z jego czoła, by po chwili ułożyć dłoń na boku jego szyi. Dotyka swoim nosem nosa Romea i zamyka oczy.
– Jesteśmy głupcami, ty i ja – mówi prawie za głośno. Gdy jego usta się poruszają, czuje delikatne wargi Romea na swoich.
– Tak, jesteśmy – odpowiada mu Romeo, a ich usta łączą się łagodnie na jeden krótki moment, zanim Romeo odwraca się, by stanąć ponownie przy oknie.

ix.
Gruszka leży koło łóżka Romea wiele dni, aż w końcu przejrzewa. Jej powierzchnia pęka, sok spływa po złotych bokach jak łzy.
W tawernie, w której pierwszy raz go zobaczył, Tybalt wyjmuje miecz i nazywa Merkucja Montekim. Walkę przenoszą na ulicę. Dopiero wuj Merkucja, Eskalus, przerywa bójkę, a Romeo przewiesza ramię Merkucja przez szyję i bierze do swojego pokoju, by go opatrzyć.
Romeo zapala świecę i znajduje wystarczającą ilość wina, by obaj mogli się napić. Benwolio siedzi na parapecie i muska ranę na swoich ustach koszulą, gdy Romeo nalewa każdemu po szklance.
Merkucjo patrzy na pusty punkt za łóżkiem Romea, na brązowy obrus, gdzie nie ma już gruszki.
Romeo podaje Merkucju kielich, a Merkucjo nie pyta, co stało się z owocem.

x.
Merkucjo jest zimny, a kamienie ulicy wbijają mu się w plecy.
Twarz Romea kruszy się i gniecie. Przeprasza; Merkucjo zna ten widok. Otwarte, zamknięte, otwarte i zamknięte – teraz już wolniej, ale z każdym oddechem drzwi nadal się otwierają. Merkucjo sięga ręką i kładzie lepkie od własnej krwi palce na białym policzku Romea. Zarysowuje na nim koła, a Romeo zamyka oczy, odwraca twarz i składa pocałunek na samych końcówkach palców Merkucja.
Gdy się odsuwa, jego wargi są czerwone.
Otwarte, zamknięte. Otwarte i… 

Tagged: , , ,

4 komentarze:

  1. Ojej... Czytając Romea i Julię nie wpadłam na ten paring, pewnie dlatego, że miałam wtedy 13 lat i nie w głowie byli mi geje i ich miłostki ;) Nie znam oryginalnego tekstu, więc ciężko mi powiedzieć cokolwiek o tłumaczeniu oprócz tego, że bardzo przyjemnie się je czytało :) Mam nadzieję wkrótce przeczytać jakiś tekst napisany przez ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, mi także to wtedy nie przyszło do głowy, bo byłam małym, nieświadomym dzieckiem czytającym Romea i Julię, bo "pani na polskim kazała". Aczkolwiek w reszcie dzieł Szekspira zaczęłam się już doszukiwać jakiś "ukrytych" wątków miłosnych ;>
    Też bym chciała przeczytać jakiś tekst napisany przeze mnie :') Wszystko mam w fazie planów i pojedynczych akapitów, brak mi motywacji i czasu do sklejenia tego w spójną całość. Aczkolwiek, jeśli chcesz przeczytać coś mojego (i to nie fanfiction) to możesz mnie znaleźć tutaj: http://eprozac.blogspot.com/search/label/Stonka , na blogu literackim (którego w całości polecam) pod pseudonimem "Stonka". Wracając do fanfiction - miejmy nadzieję, że pojawi się wkrótce. Przynajmniej jakiś krótki rozdział, czy coś, bo całość zapowiada się baaaardzo długa. No i oczywiście będzie z Nędzników, bo kim bym była, gdybym niczego do tego nie napisała.
    Dziękuję za komentarz, LadyMadness~!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry, to tylko ja. Chciałem powiedzieć, że hm, to chyba nie jest temat dla mnie. Nie przeczę, że jest napisane dobrze, ale w pewnym momencie nieco zbyt dosłownie. Znalazłem parę błędów, choćby "w wiosnę". Cóż, "na wiosnę", jeśli już. Uważaj też na odmianę imion i przecinki przy imiesłowach, bo Ci parę umknęło. Widziałem też jakieś powtórzenie.
    Jeśli chcesz, mógłbym kolejne teksty przejrzeć przed publikacją jako korekta #2, bo dwie osoby więcej zobaczą niż jedna.
    Poza tym, czasem tu zaglądam, ale raczej wolę Twoje autorskie teksty niż tłumaczenia, więc czekam. (;

    OdpowiedzUsuń
  4. Taak, przecinki przy imiesłowach to moje nemesis. Na powtórzenia czasem nie mam wpływu, bo były momenty, w których imiona postaci zostały powtórzone 18 razy na przestrzeni 6 zdań (sama się dziwię, jak byłam w stanie uniknąć ich w niektórych momentach). Na dosłowność też nie mam wpływu, szczególnie kiedy jest to jedna z cech tekstu.
    Jeśli będę miała tekst do sprawdzenia, a ty czas i chęci - twoja korekta będzie mile widziana, Malkiem :)
    Co do tekstów autorskich - mam plan na napisanie jakiegoś prologu do czegoś większego, zapewne będzie miał jedną stronę i pojawi się (w optymistycznym założeniu) w marcu. Niestety tłumaczy mi się łatwiej i szybciej, głównie dlatego, że jest to mój sposób na odstresowanie się. A proces twórczy tekstów autorskich wymaga stalowych nerwów, pełnosprawnego umysłu i dużych, dużych ilości czasu.
    Aczkolwiek twoja opinia jest bardzo motywująca. Dziękuję~!

    OdpowiedzUsuń

Fanfiction i tłumaczenia by Rammaru © 2013 | Powered by Blogger | Blogger Template by DesignCart.org