sobota, 24 października 2015

Les Miserables – Enjolras/Grantaire - Modern AU - Definitions of the Self
Wszyscy dzielą moment, w którym on stał się ich.
____________________


Od tłumacza: To opowiadanie jest fanowskim tłumaczeniem szóstego rozdziału „Situational Irony" autorstwa Ryssabeth, które możecie znaleźć w oryginale tutaj. Polecam przeczytanie wersji angielskiej w pierwszej kolejności, ponieważ nawet najlepsze tłumaczenie nie odzwierciedli ogromnego kunsztu literackiego.
Od tłumacza.2: Powrót do angstu! Zostały jeszcze jedenrozdział Situational Irony oprócz tego, więc wstawię je jakoś niedługo. A co do tego - eh, coś mi zgrzyta w tym tłumaczeniu. Może to, że jest takie "rozbiegane" i ciągle zmienia temat, bo tak właśnie było w oryginale. Co ciekawe, czas teraźniejszy przeplatany jest z przeszłym zawsze, kiedy mowa o Grantairze. To piękny zabieg literacki, ale niestety psuje płynność tekstu :') Anyway, mam nadzieję, że i tak da się to przeczytać. Dajcie znać, co czujecie w komentarzach!
Od tłumacza.3: Zastanawiałam się nad założeniem fanpage na facebooku, żeby informacje o nowych rozdziałach szybciej do was docierały i żebym mogła wstawiać jakieś jeszcze nieopublikowane fragmenty :3 Waham się, czy może równocześnie nie zrobić z tego trochę artpage, bo strasznie bym chciała, a nie chce mi się dwóch stron na raz prowadzić. Jakieś opinie/doświadczenia w tym temacie?
____________________

(Marius poznał Grantaira w barze pewnej nocy. Był trochę pijany i powiedział coś głupiego. Nie pamięta co dokładnie, ale Grantaire pamięta.
Pamiętał.
To mój człowiek – Grantaire stanął w obronie Mariusa, chociaż widzieli się na kampusie uniwersytetu może raz albo dwa razy. – Jeśli chcecie się do niego dobrać, to najpierw będziecie musieli dobrać się do mnie.
Tak właśnie podbili mu oko. Ale on złamał komuś obojczyk.)
Mały pas zieleni na cmentarzu blisko ich nowego mieszkania— a raczej nowego mieszkania Enjolrasa, jest zastawiony krzesłami. Marius myśli, że to zaszczyt, że może wygłaszać eulogię. Zaszczyt i szczęście. Dzięki temu nie musi patrzeć się w tę dziurę w ziemi, co wszyscy.
(Na zewnątrz, powiedział Enjolras, gdy został zapytany o pogrzeb, na zewnątrz. On się jeszcze nie obudził. Enjolras nie wygląda, jakby chciał być na tym pogrzebie).
Marius odchrząka.
– Myślę, że być może – Marius zaczyna cicho, ale podnosi głos, gdy widzi, że wszyscy ledwo go słyszą. – Myślę, że być może Grantaire byłby zaskoczony taką frekwencją na swoim pogrzebie. Powiedział mi kiedyś, tuż po tym jak zostaliśmy znajomymi, ale przed tym, jak zaczął u mnie praktycznie mieszkać, że gdyby obecność na własnym pogrzebie nie była obowiązkowa, to prawdopodobnie nigdy by nie przyszedł. Cóż. Zawsze sądził, że był śmieszniejszy, niż rzeczywiście jest.
Na te słowa Courfeyrac śmieje się krótko (w końcu mieli wspólne żarty, zupełnie nieśmieszne dla wszystkich poza nimi).
(– Czy nie przeszkadza ci, że wszyscy znają cię jako „znajomego Mariusa”? – zapytał go kiedyś.
Co? Nie.)
Marius mówi dalej.

(Eponine poznała Grantaira dzięki Mariusowi, ale jest prawie pewna, że wszyscy go tak poznali.)
Marius się denerwuje. Nie był pierwszą osobą, której zostało zaproponowane wygłoszenie eulogii, ale wszyscy wiedzą, dlaczego Enjolras odmówił. W końcu miał do tego prawo.
– Ponoć nie powinno się mówić źle o zmarłych, ale… Nie sądzę, by cokolwiek go w tym pogrzebie rozśmieszyło. Pomimo jego sarkazmu i całego poczucia humoru.
– Martwi ludzie kiedyś byli żywi, a żywi ludzie robią głupie rzeczy – szepcze Eponine, cytując razem z Mariusem. Powiedzieli to na Przedstawicielskim Pogrzebie Lamarque’a.
(Wszyscy byli zdumieni. Szczerze mówiąc, Eponine nadal jest.
To Joly do wszystkich zadzwonił, bo Enjolras nie ruszał się ze szpitala.
Courfeyrac pierwszy odebrał telefon, a Eponine zarządziła spotkanie w jej domu.
Miała czas na płacz, zanim wszyscy się u niej pojawili.)
Marius nerwowo wykręca sobie dłonie i mówi dalej.
Eponine zasłania oczy.
(– Grantaire, czy nigdy nie denerwowało cię, że Enjolras mówi o tobie „znajomy Mariusa”?
– A mam jakieś inne imię?)

Cosette siedzi koło Enjolrasa, z dłońmi złożonymi delikatnie na kolanach. Jej palce są splecione, ale nie zaciśnięte. To dlatego, że przestała słuchać co mówi Marius. Teraz tylko wpatruje się w dziurę, w której czeka już trumna Grantaira.
(– Cześć – powiedział Grantaire na ich pierwszym spotkaniu. – Marius nie może przestać o tobie mówić i chyba wiem dlaczego. Dobro aż wylewa ci się z uszu.)
Nie powinna płakać – to Marius płacze przez większość dni. Jedno z nich musi wspierać drugie, a ona sądzi, że jest do tego wystarczająco silna.
A— a siedząc koło Enjolrasa, jakie ma prawo do bycia smutną?
(Enjolras wygląda na nieobecnego. Jest zmęczony, zgnieciony, pokonany.)
Cosette pochyla głowę, a jej knykcie bledną, palce zaciskają się wokół siebie nawzajem. Ona— ona nie może płakać, to nie jest— to niesprawiedliwe, nie dla ludzi, którzy znali go dłużej od niej, nie dla kogokolwiek i—
(– Heeej, Cosette. Wiesz, że jesteś pierwszą osobą, która nie zwróciła się do mnie per „znajomy Mariusa”? A już zaczynałem myśleć, że to moje nowe imię.
– Och. Przepraszam.
– Pssh, nie. Nie przepraszaj.)

Courfeyrac i Combeferre mają podobne wspomnienia o Grantairze, prawdopodobnie dlatego, że poznali go w tym samym momencie.
(– Hej wszyscy, to Grantaire. Nie ma co z sobą zrobić
– Prawie jak ty – zażartował Courfeyrac.
Wszyscy się zaśmiali. Grantaire się uśmiechnął.)
Courfeyrac wypłakał się już u Eponine. Spędził dość dużo wolnego czasu na płakaniu – bo w końcu jak można pogodzić się z utratą kogoś o tak wspaniałym poczuciu humoru? Kto inny tak pije (pił), śpiewa (śpiewał) i wspiera (wspierał) grupę, która zupełnie go nie obchodzi, tylko dlatego, że nie ma (miał) co z sobą zrobić?
Nikt tak nie robi.
Ręka Combeferra nieustannie spoczywa na jego ramieniu i nawet jeśli Ferre chciałby płakać, nie zrobi tego. Powstrzymuje łzy. Combeferre jest ostatnim filarem.
Więc czasem Courfeyrac chce płakać za niego, chociaż to w niczym nie pomoże (czy Eponine za niego płacze? Nie jest pewien. Nie pytał. To nie jego sprawa).
– Grantaire zawsze doceniał ironię – mówi Marius, a Courfeyrac wie, że już zbliżają się do końca (palce Combeferra coraz mocniej wbijają się w jego ramię). – I wydaje mi się, że to chyba dobrze. Bo już wszyscy tutaj mają jej dość. Nikt już tego nie zniesie. Nie bez niego.
Wszyscy wiedzą, że eulogia Enjolrasa byłaby gorsza – ogólna i pozbawiona piękna. Bez uczuć.
(– Okej, okej, a więc opowiem ci ten żart
– O cholera, okej, jedna sekunda, daj mi pójść po piwo)

Jehan splata kwiaty (górą i dołem i górą i dołem i znowu) na wieniec dla Grantaira, który będzie mógł z sobą zabrać gdziekolwiek pójdzie, cokolwiek się z nim teraz stanie.
(– Poeta? Moja siostra próbowała kiedyś pisać wiersze, ale chyba jej nie wychodziło.
Jehan podniósł głowę.
Chcesz jakiś przeczytać?
– A masz jakiś do zaoferowania? )
Wybrał niektóre kwiaty ze względu na symbolizm, ale potem przypomniał sobie, że Grantaire nie jest fanem subiektywnych definicji kwiatów.
(Choć Jehan lubił używać wybrane rośliny tylko dla symboliki, bo przecież wszystkie definicje są subiektywne. Jeśli dałby się temu zniechęcić, to kim by tak naprawdę był?).
Mimo wszystko Jehan wybrał parę jaskrawych kwiatów i kilka zwyczajnych ziół. I te także zostały wplecione do jego wieńca.
(– A co jeśli zmieniłbym definicję róży?
– „Pod inną nazwą równie by pachniała”.
– Och, Jehan.)

Joly nie przyszedł na pogrzeb.
Nadal sądzi, że zwymiotuje, jeśli pójdzie.
(– Hipochondryk? Cóż, w takim razie polepszymy twój system odpornościowy czymś mocniejszym, chodź ze mną)
Bossuet zawozi go do pracy, a Musichetta odwozi do domu.
(Już nie pracuje przy ofiarach wypadków.)

Marius już prawie kończy.
– On… Spytałem go kiedyś, czy smuci go bycie tak często definiowanym przez ludzi wokół niego, bo w końcu zawsze mówiłem o nim „mój przyjaciel Grantaire”, a inni często nazywali go „chłopakiem Enjolrasa” albo „znajomym Mariusa”. Odpowiedział mi, że nie. Powiedział „nie, dlaczego miałbym być? Nie definiują mnie bezwartościowi ludzie. A tak nawiasem mówiąc, to moja reputacja jest o wiele lepsza z tobą niż bez ciebie”.
Marius przełyka ślinę.
– Zawsze uważałem, że mimo wszystko było to trochę smutne.
(Co jeśli ludzie go zapomną?, myśli Marius. Co jeśli jesteśmy ostatnimi ludźmi, którzy znają jego imię, a wszyscy inni znają go tylko za naszym pośrednictwem? Co jeśli my też go zapomnimy?)
Enjolras pochyla się i zaczyna drżeć. Wyciągnął z Mariusa wszystkie jego myśli.

-
(– Cześć – Marius zamawia kawę dwa dni po tym jak jego przyjaciel został pogrzebany w o wiele za drogim drewnianym pudełku. – Gdybyś gdybyś mógł… Mógłbyś napisać na moim kubku „przyjaciel Grantaira” zamiast mojego imienia?
Barista jest zdziwiony, ale zgadza się.

Kawa staje się zimna.

A Marius nadal nie jest w stanie jej wypić.)

Tagged: , , , ,

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Fanfiction i tłumaczenia by Rammaru © 2013 | Powered by Blogger | Blogger Template by DesignCart.org