piątek, 30 października 2015

Dragon Age – Hawke/Fenris - Modern AU, Gamer AU
– Proszę, nie mów mi, że nadal grasz w tę grę.
____________________
Od tłumacza: To opowiadanie jest fanowskim tłumaczeniem drugiego rozdziału „Wicked Grace" autorstwa lyriumveins (jej tumblr), które możecie znaleźć w oryginale tutaj. Polecam przeczytanie wersji angielskiej w pierwszej kolejności, ponieważ nawet najlepsze tłumaczenie nie odzwierciedli ogromnego kunsztu literackiego.
Od tłumacza.2: Kolejny rozdział! Boże, tak szybko i tak przyjemnie mi się to tłumaczy, chociaż rozdziały stają się coraz dłuższe :'D Btw zaczęłam czytać fica bardzo podobnego do tego właśnie, ale z paringiem Anders/Hawke i mimo tego że było tam kilka dobrych fragmentów to nic nie jest w stanie przebić Wicked Grace. (W dodatku nawet tam shipowałam Fenrisa i Hawke :v)
Od tłumacza.3: Tak jak powiedziałam, tak zrobiła - ZAŁOŻYŁAM FANPAGE'A! Możecie go znaleźć >tutaj< albo na pasku po lewej stronie bloga, a pojawiać się tam będą także moje rysunki i inne informacje :> Zapraszam do polubienia, a teraz do czytania.
Słowniczek (przeczytaj przed tekstem!) -> w pierwszym rozdziale 
____________________
– Proszę, nie mów mi, że nadal grasz w tę grę.
Siedzę przed komputerem, zawinięty w mój boski kokon z koców i wykonuję codzienną misję („Zabij dwudziestu Hurloków”, łał, ekscytujące), kiedy nagle słyszę znajomy głos dobiegający z piętra niżej. Poznałbym go wszędzie… Jest prawie jak mojej matki.
Shit! Muszę iść! – szepczę szybko do mikrofonu i wylogowywuję się, telepatycznie przepraszając Isabelę za pozostawienie jej samej w środku misji (jej narzekania słyszę jeszcze zanim ekran zdąży się wygasić).
Szybkim ruchem ręki posyłam przynajmniej sześć opakowań po chipsach do kosza stojącego koło biurka.
– Wcale nie! – odkrzykuję jej.
– Jesteś słabym kłamcą, braciszku – Bethany, moja najukochańsza siostrzyczka, stoi w drzwiach. Miles siedzi posłusznie przy jej nodze, jakimś sposobem wyglądając równie krytycznie, co ona.
A ja zastygłem w miejscu z jedną ręką zawieszoną nad biurkiem.
– Jak… – szybko Garrett, zmień temat! – Jak ty się tutaj znalazłaś?!
Boże, nie! Stary, jesteś porażką. To było najgorsze zmienianie tematu kiedykolwiek.
– Mama mnie przysłała. Wiesz, ma zapasowe klucze – Bethany podrzuca w dłoni wspomniany pęk kluczyków. – Nie mogę w to uwierzyć. Jak długo siedziałeś tutaj zamknięty? Umrzesz, jeśli tak dalej pójdzie.
Mój telefon wibruje. Burczę coś o byciu odpowiedzialnym dorosłym z pełną kontrolą nad swoim życiem, a Bethany się śmieje (boże, to tak bolesne), więc w końcu sprawdzam wiadomość od, jak się okazuje, Isabeli.
Isabela (4:16)
umarłam! dzięks dupku >:(
– Świetnie. Isabela umarła.
Pewnie potem mnie za to zabije.
– Co?!
– Och. Sorry. W grze. Umarła w grze – mówię, unosząc brew na reakcję Bethany. – Wiesz, bardziej bym się przejął, gdyby naprawdę umarła.
– Szczerze mówiąc wcale bym się nie zdziwiła – zdycha Bethany i klepie Milesa po głowie, ku jego zadowoleniu. – Wyglądasz jak pustelnik.
– Co? Czy to przez – ledwo powstrzymuję się przed powiedzeniem „mój boski kokon” – koce?
– Może.
– Sądzę, że dzięki nim wyglądam mądrze – „i bosko”, myślę sobie. Wstaję i zaczynam iść w jej stronę. – Jak taki mędrzec odziany w majestatyczne czerwone szaty, które pachną niczym świeża pościel i chipsy śmietanowo-cebulowe…
Bethany przewraca oczami, ale kącik jej ust drga – domyślam się, że próbuje powstrzymać uśmiech.
– Jasne, Garrett. Jasne. Cokolwiek tylko powiesz. W każdym razie – mama potrzebuje twojej pomocy w sklepie. Napisała mi SMSa.
– Co?! Przecież jest sobota!
– Ej, ja tylko przekazuję wiadomość! I upewniam się, że jeszcze żyjesz. W realnym świecie – dodaje po chwili.
– Dobra, zbierajmy się, bo na nas nakrzyczy.
Wyzwalam się z mojego kokonu, równocześnie rzucając tęskne spojrzenie w stronę komputera.
– Nie bój się. Już niedługo powrócisz do swojej jedynej, prawdziwej miłości, Garrett.
Robię obrażoną minę, a Bethany zanosi się śmiechem.

~
– Po prostu nie umiem tego zrobić.
Mama wygląda na wkurzoną. Bardzo wkurzoną. Zevran stoi koło niej, pod drzwiami Warsztatu Hawke’ów. To nasz biznes rodzinny. (Głównie reperujemy meble… Ale czasami sami coś projektujemy. Odkąd tata umarł nie zajmowaliśmy się żadnymi większymi konstrukcjami, ale wydaje mi się, że Carver chce to zmienić).
Zevran stoi do mnie tyłem, więc widzę jego imponujący plemienny tatuaż na dolnej części pleców.
Lubi chodzić w crop topach. Mówi, że są teraz na czasie. Nie mam pojęcia, czy tak jest, ale czasami widzę, jak Carver się ukradkiem na niego gapi.
To wszystko co mam do powiedzenia w tej sprawie.
– Co się stało? – pytam.
– Och! Tak się cieszę, że wreszcie wyszedłeś na zewnątrz, złotko – mama chce dobrze, ale jej słowa i tak mnie ranią.
– Tak. Jestem na zewnątrz. W sobotę idealną na niewychodzenie z domu – podkreślam dobitnie. Zevran się śmieje.
– Shh, Gare. Mamy tutaj, uh, pewną sytuację.
– Znowu to zrobił – mówi ponuro mama.
– Co?
– Prawdopodobnie… Ja próbowałem… Ach, jak to ująć? – Zevran splata ręce na piersi. – Próbowałem ulepszyć system zabezpieczeń w warsztacie.
– O cholera.
– Tak – Zevran przygryza dolną wargę i odwraca się do drzwi. – Cholera – powtarza po mnie, klęka przed zamkiem i przygląda mu się. Ma przy sobie swoje małe pudełeczko z rzeczami do rozbrajania zabezpieczeń.
Oto krótka historia o Zevranie.
Kilka lat temu był bardzo w złej sytuacji. Nie pochodził z tych okolic, był świetnym ślusarzem i desperacko szukał pracy, a w dodatku… był bardzo, bardzo atrakcyjny. (Opalona skóra, złote włosy, niesamowite ciało, naprawdę ładny nos – wydaje mi się, że moja mama chyba próbowała mnie z nim spiknąć). Więc go zatrudniliśmy. 
No i… stara się. Jego próby są bardzo zróżnicowane jeśli chodzi o powodzenie, ale staje coraz lepszy. Powoli, ale z pewnością się poprawia.
– Czy znowu będziemy musieli wyważyć drzwi? – Bethany brzmi na podekscytowaną.
Mój telefon wibruje.
Varric (4:34)
Rivanka prawdopodobnie będzie próbowała cię zabić. Jeśli spróbuje, pozwól jej. Założyłem się o 10$ :)
To tak bardzo typowe. Odpowiadam mu:
Garrett (4:34)
Super! tak dobrze mieć jakieś wsparcie!
Powiedz jej że to wina bethany. i że zevran popsuł drzwi. znowu.
– Możliwe, że tak – mama wzdycha. – Wymienił zamki, ale nowe klucze zostały w sklepie…
Zevran jeszcze raz próbuje otworzyć zamek wytrychem, kręcąc i szarpiąc nim zamek (okej, to jest to pewnie coś bardziej skomplikowanego niż szarpanie, ale gdybyście widzieli teraz Zevrana to zgodzilibyście się ze mną, że po prostu go szarpie), aż w końcu odchrząkuje.
– Udało ci się? – pyta Bethany, chociaż zna odpowiedź.
– Nie sądzę – odpowiada Zevran pokornie. – Chyba trzeba będzie wyważyć drzwi.
Mama jęczy, zirytowana.
– To już drugi raz w tym roku…
– Zdarza się – mówię i poklepuję Zevrana po ramieniu, próbując go pocieszyć. Uśmiecha się słabo w odpowiedzi.
– Dwa razy to już coś, naprawdę – mówi Bethany, klepiąc jego drugie ramię.
– To po prostu naprawdę bardzo dobre zamki – stwierdza Zevran, zupełnie poważnie.
– Wiemy – odpowiadamy z Beth zgodnie.
Mój telefon znowu wibruje.
Isabela (4:38)
powiedz swojej siostrze że mówie czeeeeść!!!!!
Ignoruję ją.
– Zadzwoniłam po Carvera, ale jeszcze nie przyjechał. Boże, czemu moje dzieci są takimi obibokami?
Mama ponownie wbija mi nóż w serce.
– Ja mogę wyważyć drzwi – mówię. – Nie potrzebujemy Carvera.
– Jesteś pewien? – mama patrzy na mnie krytycznie. Już wiem, po kim Bethany odziedziczyła to spojrzenie.
– Jasne! Przecież to tylko drzwi. Robię to na co dzień.
Może jestem ogromnym fanem gier, ale tata nauczył mnie fachu. Umiem naprawiać stoły, półki, całe masy rzeczy. Naprawianie i psucie to prawie jedno i to samo.
– Okej, no to spróbuję.
– To brzmi jak okropny pomysł – stwierdza Bethany.
– Złotko, proszę, poczekajmy na Carvera. Będzie miał z sobą narzędzia – mama jest zaniepokojona.
– Och, oczywiście! Więc tylko dlatego, że jestem gejem nie mogę mieć narzędzi? Albo siły w dolnych kończynach? Dzięki, mamo.
Po prostu na mnie patrzy. Zevran usuwa się z drogi. Staję przed drzwiami. Ich obramowanie wydaje się najsłabszą częścią drzwi, więc skupiam się na miejscu tuż pod klamką. Biorę głęboki oddech.
Jestem Hawke.
Jestem synem stolarza.
Jestem wojownikiem.
Jestem… bardzo zdeterminowany, by już wrócić do domu i upewnić się, że moja gildia nie zaczęła Polowania na Fenrisa beze mnie. Głównie dla jego dobra.
Kopię drzwi najmocniej, jak tylko potrafię. Uderzenie wywołuje falę uderzeniową rozchodzącą się po całym moim ciele, a ja wydaję z siebie dźwięk jak kot, któremu ktoś nadepnął na ogon. Nie wiem, jak to się dzieje, ale jakimś sposobem moja noga obsuwa się po drzwiach, a ja upadam prosto na tyłek.
Siedzę tak przez pewien czas.
Zevran parska śmiechem. Bethany także. Mama uprzejmie odwraca wzrok, ale widzę, że jej ramiona się trzęsą. Ja sam nie mogę powstrzymywać rozbawienia.
Tak więc wszyscy jesteśmy przed Warsztatem Hawke’ów i śmiejemy się z mojej niekompetencji.
Mój telefon wibruje…
Isabela (4:50)
co ma beth na sobie? lol
Opanowałem ignorowanie jej do perfekcji.
Zevran pomaga mi wstać, mama pochwala moją mężną, choć nieudaną próbę i właśnie w tym momencie przybywa Carver.
Jeździ tym samym starym kombi, które ma od momentu uzyskania prawa jazdy jakieś milion lat temu. Ten samochód był kiedyś taty.
Parkuje i wysiada z samochodu, marszcząc na nas brwi.
– Co się stało? – ma na sobie koszulkę jakiejś drużyny koszykarskiej i śmierci jak pot i stopy. Jak już mówiłem – typowy student-sportowiec.
Zevran  tłumaczy mu, jak przedstawia się sytuacja. Carver pozostaje niewzruszony.
– Okej, więc po prostu wyważcie drzwi.
– Próbowałem. Nie wyszło. Chyba potrzebujemy młotka – mówię. – Albo czegoś w stylu tarana? – kiedyś z Merrill znaleźliśmy taki jeden. W sensie w grze. Rozwaliliśmy nim cały fort i Anders się na nas wkurzył. – Może użyjemy krzesła? Mogę pójść do domu po
Carver kopie w drzwi tak mocno, że piszczę, zaskoczony. Drzwi wyłamują się z zawiasów.
– Udało się! – szczebiocze Zevran. – Gratulacje, Carvo!
Carver odburkuje coś pod nosem. Mama przytula go i całuje w policzek. Burczy jeszcze bardziej.
Spędzamy kilka następnych godzin na naprawianiu drzwi, a Zevran ciągle przeprasza w ten swój czarujący sposób.
Jego urok jest połączeniem uroku Isabeli oraz Varrica i tak się składa, że akurat się z nimi przyjaźni.
Koniec końców udaje nam się rozwiązać sprawę drzwi i nowych kluczy. Mama i bliźniaki idą do domu około dziewiętnastej, a gdy ja próbuję wyjść z warsztatu, Zevran głośno i bezwstydnie protestuje. Ponoć „już praktycznie w ogóle nie wychodzimy nigdzie razem”, więc w końcu kierujemy się do Duncan’s, niesamowicie przytulnej kawiarni niedaleko warsztatu i mojego domu.
Kawa? O dziewiętnastej? Czemu nie.
Trafiamy na jakiś występ. Rudowłosa kobieta śpiewa do mikrofonu, równocześnie grając na… lutni? Czy to lutnia?
– Czy to lutnia? – wskazuję na instrument. Zevran przewraca oczami. – Czy ona jest bardem? Kocham bardów!
– Nie jesteśmy w twojej głupiutkiej grze, Gare. Skup się – Zevran łapie mnie za tył kołnierza i ciągnie za sobą. Ludzie się na nas gapią. – No, jak tam się miewa Isabela? – pyta, gdy wreszcie siadamy. Zevran i Isabela byli przyjaciółmi (z pewnymi dodatkami) w college’u. Są całkiem blisko od tamtego momentu.
– Wydaje mi się, że próbuje podrywać moją siostrę – mówię. – Na odległość. W ogóle jej nie znając.
– Zuch dziewczyna – Zevran uśmiecha się, pełen sympatii. – I nadal gra w tę waszą gierkę?
– To nie „gierka”! To ogromna gra MMORPG! Massive multiplayer online role-playing game. Nawet w nazwie ma fakt, że jest ogromna. W dodatku ma świetny tytuł!
– Ach taaak, racja. Dragon… Coś tam. Dragon time?
– Ugh, nie, nie, to— Ugh! Nieważne! Już nieważne – wpatruję się w menu, chociaż wiem, że w końcu i tak zdecyduję się na gorącą czekoladę. Kawa na mnie źle działa, robię się po niej roztrzęsiony, a przecież ja na co dzień taki jestem. Dodawać jeszcze do tego kawę? Nie ma mowy.
– Aw, nie obrażaj się na mnie, Gare! – śmieje się. – Tak w ogóle, rozmawiałem z Isabelą wczoraj w nocy… Powiedziała, że jesteś, ach, kimś zainteresowany?
– Co? Nie! Wcale tak nie jest – tłumaczę mu całą sytuację. Fenrisa. Gildię. Ten cały „plan”.
– Nawet nie będę udawać, że zrozumiałem cokolwiek z tego, co właśnie do mnie powiedziałeś, ale z racji tego, że naprawdę ufam Isabeli, pozostawiam całą sprawę w jej umiejętnych rękach.
– Ty to potrafisz pomóc człowiekowi – mówię. Puszcza do mnie zadziornie oko.
– Mam nadzieję, że ten cały Fenris jest w twoim typie, a nie jest jakimś seryjnym mordercą. Albo członkiem jakiejś podejrzanej grupy przestępczej bóg wie gdzie.
– Zdajesz sobie sprawę, że nie każda osoba w internecie jest zabójcą albo częścią mafii, prawda?
– Zdziwiłbyś się – mówi Zevran.
Nie chcę wiedzieć dlaczego…
– Niezależnie od tego, Isabela i Varric to zabójczy duet. Jeśli zechcą, byś był z tym Fenrisem – podnosi saszetkę cukru i wymachuje nią przed moją twarzą – to będziesz z tym Fenrisem.
– Będę cię informował na bieżąco w tej sprawie – odpowiadam ponuro. W ogóle nie jestem przekonany do tego pomysłu. Tak jak zwykłem mawiać – za dużo opcji do rozpatrzenia.
– Miejmy nadzieję, że będzie seksowny w realnym życiu – mówi Zevran, odwracając się w przeciwną stronę i macha do kogoś, uśmiechając się.
Ach, tak. Cousland dzisiaj pracuje. Nic dziwnego, że Zevran chciał przyjść akurat do Duncan’s.
Cousland jest trochę przerażający. Ma ciemne, długie, rozwiane włosy i wydaje mi się, że nieustannie piorunuje mnie wzrokiem. Ma też mnóstwo dziwnych kolczyków i mało mówi. Jest niższy ode mnie, ale… Jest z Zevranem. Albo po prostu ciągle z nim sypia. I mieszka z nim. To skomplikowane, ale najwidoczniej Zevranowi to odpowiada.
Mimo wszystko lubię Couslanda, bo tak samo jak ja lubi psy. To on dał mi Milesa, bo jego pies, Marty, jest z tego samego miotu, więc tak jakby jesteśmy spokrewnieni… W jakiś dziwny sposób.
Cousland podchodzi do naszego stolika, w jednej dłoni trzymając mały notesik, a w drugiej długopis.
– Czego sobie życzycie tym razem?
– Mmm, czy będę zbyt przewidywalny, jeśli powiem, że życzę sobie ciebie? – Zevran trzyma saszetkę cukru między zębami, którą jeszcze przed chwilą wymachiwał przed moją twarzą.
– Przewidywalne, ale mi odpowiada – odzywa się Cousland, wpatrując się w niego intensywnie. Zevran odpowiada tym samym.
– To ja poproszę gorącą czekoladę.
Siedzimy w Duncan’s jeszcze przez jakiś czas (Zevran decyduje się na jakąś egzotyczną kawę o dziwnej nazwie, a potem znika na podejrzaną ilość czasu). Mam gdzieś, co mówi Zevran – ta rudowłosa kobieta jest totalnie bardem.
Prawie zapominam, że moja przyszłość jest zdana na łaskę Kapryśnego losu. Prawie. Potem wibruje mój telefon.
Merrill (8:37)
Garrett,
Znaleźliśmy Fenrisa! :^)
– Dlaczego wyglądasz, jakbyś miał kogoś zabić? – pyta Zevran. Skubie widelcem jakieś małe ciasto. – Nie, żebyś wyglądał źle, po prostu…
– ZNALEŹLI FENRISA – praktycznie krzyczę. Kilku ludzi obraca się i gapi się na mnie.
– Kogo? Och – Zevran bierze kęs do ust. – Racja. Twój potencjalnie seksowny potencjalny seryjny morderca, w którym się kochasz.
– Muszę natychmiast wyjść – mówię, równocześnie odpisując Merrill.
Garrett (8:37)
NIE RÓB NICZEGO DZIWNEGO. POWSTRZYMAJ ISABELĘ I VARRICA. TRZYMAJ ANDERSA Z DALA OD FENRISA.
Odpowiada prawie od razu.
Merrill (8:37)
Garrett,
Aveline jest onlien, więc jesteś bezpieczny :^)
*Online, przepraszam
Czasami piszę o wiele za szybko :^(
Dzięki bogu za Aveline. Dzięki bogu. Kocham ją. Przytulę ją od razu jak spotkamy się w realnym życiu i jeszcze dzisiaj wyślę jej E-kartkę.
– Aveline jest online, więc na razie jestem bezpieczny. Muszę już iść – wyciągam pieniądze z kieszeni.
­– Daj spokój – Zevran wciska banknoty z powrotem do mojego portfela. – Pozwól mi zapłacić. Tylko tak mogę zrewanżować się za te drzwi i wyciągnięcie cię z twojej pieczary w sobotni wieczór.
– Dobra – zgadzam się, chowam portfel i wstaję.
– Powinienem kupić Leandrze jakieś kwiaty.
– Byle nie białe lilie, nienawidzi ich.
Ponoć są dla niej za bardzo pogrzebowe czy coś w tym stylu.
– Zapamiętam – uśmiecha się Zevran. – A Bethany, hmm… Dam jej seksowną bieliznę. Ale najpierw pozwolę Isabeli jakąś wybrać.
Mrużę na niego oczy.
– Żartuję! – podnosi ręce w obronnym geście. – Żartuję, przysięgam. Nawet ja nie odważyłbym się zrobić czegoś złego twojej siostrze.
– Powodzenia w wybieraniu prezentów – mówię, zasuwając po sobie krzesło i kieruję się w stronę drzwi.
– Powodzenia z twoim… Dragon Time… Czymś tam – woła za mną.
– To się nie nazywa— dobra. Tak. Okej. Dziękuję – mówię z rezygnacją i praktycznie wybiegam z kawiarni.

Tagged: , , ,

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Fanfiction i tłumaczenia by Rammaru © 2013 | Powered by Blogger | Blogger Template by DesignCart.org