Dragon Age – Hawke/Fenris - Modern AU, Gamer AU
– Proszę, nie mów mi, że nadal grasz w tę grę.
Od tłumacza: To
opowiadanie jest fanowskim tłumaczeniem drugiego rozdziału „Wicked Grace"
autorstwa lyriumveins (jej tumblr), które możecie znaleźć w
oryginale tutaj. Polecam przeczytanie wersji
angielskiej w pierwszej kolejności, ponieważ nawet najlepsze tłumaczenie nie
odzwierciedli ogromnego kunsztu literackiego.
Od
tłumacza.2: Kolejny rozdział! Boże, tak szybko i tak przyjemnie mi się
to tłumaczy, chociaż rozdziały stają się coraz dłuższe :'D Btw zaczęłam czytać
fica bardzo podobnego do tego właśnie, ale z paringiem Anders/Hawke i mimo tego
że było tam kilka dobrych fragmentów to nic nie jest w stanie przebić Wicked
Grace. (W dodatku nawet tam shipowałam Fenrisa i Hawke :v)
Od
tłumacza.3: Tak jak
powiedziałam, tak zrobiła - ZAŁOŻYŁAM FANPAGE'A! Możecie go znaleźć >tutaj< albo
na pasku po lewej stronie bloga, a pojawiać się tam będą także moje
rysunki i inne informacje :> Zapraszam do polubienia, a teraz do czytania.
Słowniczek (przeczytaj przed tekstem!) -> w pierwszym rozdziale
____________________
– Proszę, nie mów mi,
że nadal grasz w tę grę.
Siedzę przed komputerem,
zawinięty w mój boski kokon z koców i wykonuję codzienną misję („Zabij
dwudziestu Hurloków”, łał, ekscytujące),
kiedy nagle słyszę znajomy głos dobiegający z piętra niżej. Poznałbym go
wszędzie… Jest prawie jak mojej matki.
– Shit! Muszę iść! – szepczę szybko do mikrofonu i wylogowywuję się,
telepatycznie przepraszając Isabelę za pozostawienie jej samej w środku misji
(jej narzekania słyszę jeszcze zanim ekran zdąży się wygasić).
Szybkim ruchem ręki
posyłam przynajmniej sześć opakowań po chipsach do kosza stojącego koło biurka.
– Wcale nie! –
odkrzykuję jej.
– Jesteś słabym kłamcą,
braciszku – Bethany, moja najukochańsza siostrzyczka, stoi w drzwiach. Miles
siedzi posłusznie przy jej nodze, jakimś sposobem wyglądając równie krytycznie,
co ona.
A ja zastygłem w miejscu
z jedną ręką zawieszoną nad biurkiem.
– Jak… – szybko
Garrett, zmień temat! – Jak ty się tutaj znalazłaś?!
Boże, nie! Stary, jesteś
porażką. To było najgorsze zmienianie tematu kiedykolwiek.
– Mama mnie przysłała.
Wiesz, ma zapasowe klucze – Bethany podrzuca w dłoni wspomniany pęk kluczyków.
– Nie mogę w to uwierzyć. Jak długo siedziałeś tutaj zamknięty? Umrzesz, jeśli
tak dalej pójdzie.
Mój telefon wibruje.
Burczę coś o byciu odpowiedzialnym dorosłym z pełną kontrolą nad swoim życiem,
a Bethany się śmieje (boże, to tak bolesne), więc w końcu sprawdzam wiadomość
od, jak się okazuje, Isabeli.
Isabela
(4:16)
umarłam! dzięks dupku
>:(
– Świetnie. Isabela
umarła.
Pewnie potem mnie za to
zabije.
– Co?!
– Och. Sorry. W grze.
Umarła w grze – mówię, unosząc brew na reakcję Bethany. – Wiesz, bardziej bym
się przejął, gdyby naprawdę umarła.
– Szczerze mówiąc wcale
bym się nie zdziwiła – zdycha Bethany i klepie Milesa po głowie, ku jego
zadowoleniu. – Wyglądasz jak pustelnik.
– Co? Czy to przez –
ledwo powstrzymuję się przed powiedzeniem „mój boski kokon” – koce?
– Może.
– Sądzę, że dzięki nim
wyglądam mądrze – „i bosko”, myślę
sobie. Wstaję i zaczynam iść w jej stronę. – Jak taki mędrzec odziany w
majestatyczne czerwone szaty, które pachną niczym świeża pościel i chipsy
śmietanowo-cebulowe…
Bethany przewraca
oczami, ale kącik jej ust drga – domyślam się, że próbuje powstrzymać uśmiech.
– Jasne, Garrett.
Jasne. Cokolwiek tylko powiesz. W każdym razie – mama potrzebuje twojej pomocy
w sklepie. Napisała mi SMSa.
– Co?! Przecież jest
sobota!
– Ej, ja tylko
przekazuję wiadomość! I upewniam się, że jeszcze żyjesz. W realnym świecie –
dodaje po chwili.
– Dobra, zbierajmy się,
bo na nas nakrzyczy.
Wyzwalam się z mojego kokonu,
równocześnie rzucając tęskne spojrzenie w stronę komputera.
– Nie bój się. Już
niedługo powrócisz do swojej jedynej, prawdziwej miłości, Garrett.
Robię obrażoną minę, a
Bethany zanosi się śmiechem.
~
– Po prostu nie umiem
tego zrobić.
Mama wygląda na
wkurzoną. Bardzo wkurzoną. Zevran stoi koło niej, pod drzwiami Warsztatu
Hawke’ów. To nasz biznes rodzinny. (Głównie reperujemy meble… Ale czasami sami coś
projektujemy. Odkąd tata umarł nie zajmowaliśmy się żadnymi większymi
konstrukcjami, ale wydaje mi się, że Carver chce to zmienić).
Zevran stoi do mnie tyłem,
więc widzę jego imponujący plemienny tatuaż na dolnej części pleców.
Lubi chodzić w crop topach. Mówi, że są teraz na
czasie. Nie mam pojęcia, czy tak jest, ale czasami widzę, jak Carver się
ukradkiem na niego gapi.
To wszystko co mam do
powiedzenia w tej sprawie.
– Co się stało? –
pytam.
– Och! Tak się cieszę,
że wreszcie wyszedłeś na zewnątrz, złotko
– mama chce dobrze, ale jej słowa i tak mnie ranią.
– Tak. Jestem na
zewnątrz. W sobotę idealną na niewychodzenie z domu – podkreślam dobitnie.
Zevran się śmieje.
– Shh, Gare. Mamy
tutaj, uh, pewną sytuację.
– Znowu to zrobił –
mówi ponuro mama.
– Co?
– Prawdopodobnie… Ja
próbowałem… Ach, jak to ująć? – Zevran splata ręce na piersi. – Próbowałem
ulepszyć system zabezpieczeń w warsztacie.
– O cholera.
– Tak – Zevran
przygryza dolną wargę i odwraca się do drzwi. – Cholera – powtarza po mnie,
klęka przed zamkiem i przygląda mu się. Ma przy sobie swoje małe pudełeczko z
rzeczami do rozbrajania zabezpieczeń.
Oto krótka historia o
Zevranie.
Kilka lat temu był
bardzo w złej sytuacji. Nie pochodził z tych okolic, był świetnym ślusarzem i desperacko
szukał pracy, a w dodatku… był bardzo, bardzo atrakcyjny. (Opalona skóra, złote
włosy, niesamowite ciało, naprawdę ładny nos – wydaje mi się, że moja mama chyba
próbowała mnie z nim spiknąć). Więc go zatrudniliśmy.
No i… stara się. Jego
próby są bardzo zróżnicowane jeśli chodzi o powodzenie, ale staje coraz lepszy.
Powoli, ale z pewnością się poprawia.
– Czy znowu będziemy musieli
wyważyć drzwi? – Bethany brzmi na podekscytowaną.
Mój telefon wibruje.
Varric
(4:34)
Rivanka prawdopodobnie
będzie próbowała cię zabić. Jeśli spróbuje, pozwól jej. Założyłem się o 10$ :)
To tak bardzo typowe.
Odpowiadam mu:
Garrett
(4:34)
Super! tak dobrze mieć
jakieś wsparcie!
Powiedz jej że to wina
bethany. i że zevran popsuł drzwi. znowu.
– Możliwe, że tak –
mama wzdycha. – Wymienił zamki, ale nowe klucze zostały w sklepie…
Zevran jeszcze raz
próbuje otworzyć zamek wytrychem, kręcąc i szarpiąc nim zamek (okej, to jest to
pewnie coś bardziej skomplikowanego niż szarpanie, ale gdybyście widzieli teraz
Zevrana to zgodzilibyście się ze mną, że po prostu go szarpie), aż w końcu
odchrząkuje.
– Udało ci się? – pyta
Bethany, chociaż zna odpowiedź.
– Nie sądzę – odpowiada
Zevran pokornie. – Chyba trzeba będzie wyważyć drzwi.
Mama jęczy, zirytowana.
– To już drugi raz w
tym roku…
– Zdarza się – mówię i
poklepuję Zevrana po ramieniu, próbując go pocieszyć. Uśmiecha się słabo w
odpowiedzi.
– Dwa razy to już coś,
naprawdę – mówi Bethany, klepiąc jego drugie ramię.
– To po prostu naprawdę
bardzo dobre zamki – stwierdza Zevran, zupełnie poważnie.
– Wiemy – odpowiadamy z
Beth zgodnie.
Mój telefon znowu
wibruje.
Isabela
(4:38)
powiedz swojej siostrze
że mówie czeeeeść!!!!!
Ignoruję ją.
– Zadzwoniłam po
Carvera, ale jeszcze nie przyjechał. Boże, czemu moje dzieci są takimi
obibokami?
Mama ponownie wbija mi
nóż w serce.
– Ja mogę wyważyć drzwi
– mówię. – Nie potrzebujemy Carvera.
– Jesteś pewien? – mama
patrzy na mnie krytycznie. Już wiem, po kim Bethany odziedziczyła to spojrzenie.
– Jasne! Przecież to
tylko drzwi. Robię to na co dzień.
Może jestem ogromnym
fanem gier, ale tata nauczył mnie fachu. Umiem naprawiać stoły, półki, całe masy
rzeczy. Naprawianie i psucie to prawie jedno i to samo.
– Okej, no to spróbuję.
– To brzmi jak okropny
pomysł – stwierdza Bethany.
– Złotko, proszę,
poczekajmy na Carvera. Będzie miał z sobą narzędzia – mama jest zaniepokojona.
– Och, oczywiście! Więc
tylko dlatego, że jestem gejem nie mogę mieć narzędzi? Albo siły w dolnych
kończynach? Dzięki, mamo.
Po prostu na mnie patrzy.
Zevran usuwa się z drogi. Staję przed drzwiami. Ich obramowanie wydaje się najsłabszą
częścią drzwi, więc skupiam się na miejscu tuż pod klamką. Biorę głęboki
oddech.
Jestem Hawke.
Jestem synem stolarza.
Jestem wojownikiem.
Jestem… bardzo
zdeterminowany, by już wrócić do domu i upewnić się, że moja gildia nie zaczęła
Polowania na Fenrisa beze mnie. Głównie dla jego dobra.
Kopię drzwi najmocniej,
jak tylko potrafię. Uderzenie wywołuje falę uderzeniową rozchodzącą się po całym
moim ciele, a ja wydaję z siebie dźwięk jak kot, któremu ktoś nadepnął na ogon.
Nie wiem, jak to się dzieje, ale jakimś sposobem moja noga obsuwa się po
drzwiach, a ja upadam prosto na tyłek.
Siedzę tak przez pewien
czas.
Zevran parska śmiechem.
Bethany także. Mama uprzejmie odwraca wzrok, ale widzę, że jej ramiona się
trzęsą. Ja sam nie mogę powstrzymywać rozbawienia.
Tak więc wszyscy
jesteśmy przed Warsztatem Hawke’ów i śmiejemy się z mojej niekompetencji.
Mój telefon wibruje…
Isabela
(4:50)
co ma beth na sobie?
lol
Opanowałem ignorowanie
jej do perfekcji.
Zevran pomaga mi wstać,
mama pochwala moją mężną, choć nieudaną próbę i właśnie w tym momencie przybywa
Carver.
Jeździ tym samym starym
kombi, które ma od momentu uzyskania prawa jazdy jakieś milion lat temu. Ten
samochód był kiedyś taty.
Parkuje i wysiada z
samochodu, marszcząc na nas brwi.
– Co się stało? – ma na
sobie koszulkę jakiejś drużyny koszykarskiej i śmierci jak pot i stopy. Jak już
mówiłem – typowy student-sportowiec.
Zevran tłumaczy mu, jak przedstawia się sytuacja.
Carver pozostaje niewzruszony.
– Okej, więc po prostu
wyważcie drzwi.
– Próbowałem. Nie
wyszło. Chyba potrzebujemy młotka – mówię. – Albo czegoś w stylu tarana? –
kiedyś z Merrill znaleźliśmy taki jeden. W sensie w grze. Rozwaliliśmy nim cały
fort i Anders się na nas wkurzył. – Może użyjemy krzesła? Mogę pójść do domu po—
Carver
kopie w drzwi tak mocno, że piszczę, zaskoczony. Drzwi wyłamują się z zawiasów.
–
Udało się! – szczebiocze Zevran. – Gratulacje, Carvo!
Carver
odburkuje coś pod nosem. Mama przytula go i całuje w policzek. Burczy jeszcze
bardziej.
Spędzamy
kilka następnych godzin na naprawianiu drzwi, a Zevran ciągle przeprasza w ten
swój czarujący sposób.
Jego
urok jest połączeniem uroku Isabeli oraz Varrica i tak się składa, że akurat się
z nimi przyjaźni.
Koniec
końców udaje nam się rozwiązać sprawę drzwi i nowych kluczy. Mama i bliźniaki
idą do domu około dziewiętnastej, a gdy ja próbuję wyjść z warsztatu, Zevran głośno
i bezwstydnie protestuje. Ponoć „już praktycznie w ogóle nie wychodzimy nigdzie
razem”, więc w końcu kierujemy się do Duncan’s,
niesamowicie przytulnej kawiarni niedaleko warsztatu i mojego domu.
Kawa?
O dziewiętnastej? Czemu nie.
Trafiamy
na jakiś występ. Rudowłosa kobieta śpiewa do mikrofonu, równocześnie grając na…
lutni? Czy to lutnia?
– Czy
to lutnia? – wskazuję na instrument. Zevran przewraca oczami. – Czy ona jest
bardem? Kocham bardów!
– Nie
jesteśmy w twojej głupiutkiej grze, Gare. Skup się – Zevran łapie mnie za tył
kołnierza i ciągnie za sobą. Ludzie się na nas gapią. – No, jak tam się miewa
Isabela? – pyta, gdy wreszcie siadamy. Zevran i Isabela byli przyjaciółmi (z
pewnymi dodatkami) w college’u. Są
całkiem blisko od tamtego momentu.
–
Wydaje mi się, że próbuje podrywać moją siostrę – mówię. – Na odległość. W
ogóle jej nie znając.
– Zuch
dziewczyna – Zevran uśmiecha się, pełen sympatii. – I nadal gra w tę waszą
gierkę?
– To nie „gierka”! To
ogromna gra MMORPG! Massive multiplayer online role-playing game. Nawet
w nazwie ma fakt, że jest ogromna. W dodatku ma świetny tytuł!
– Ach taaak, racja. Dragon… Coś tam. Dragon time?
– Ugh, nie, nie, to— Ugh! Nieważne! Już nieważne – wpatruję się w menu,
chociaż wiem, że w końcu i tak zdecyduję się na gorącą czekoladę. Kawa na mnie
źle działa, robię się po niej roztrzęsiony, a przecież ja na co dzień taki
jestem. Dodawać jeszcze do tego kawę? Nie ma mowy.
– Aw,
nie obrażaj się na mnie, Gare! – śmieje się. – Tak w ogóle, rozmawiałem z Isabelą
wczoraj w nocy… Powiedziała, że jesteś, ach, kimś zainteresowany?
– Co?
Nie! Wcale tak nie jest – tłumaczę mu całą sytuację. Fenrisa. Gildię. Ten cały
„plan”.
–
Nawet nie będę udawać, że zrozumiałem cokolwiek z tego, co właśnie do mnie
powiedziałeś, ale z racji tego, że naprawdę
ufam Isabeli, pozostawiam całą sprawę w jej umiejętnych rękach.
– Ty
to potrafisz pomóc człowiekowi – mówię. Puszcza do mnie zadziornie oko.
– Mam
nadzieję, że ten cały Fenris jest w twoim typie, a nie jest jakimś seryjnym
mordercą. Albo członkiem jakiejś podejrzanej grupy przestępczej bóg wie gdzie.
–
Zdajesz sobie sprawę, że nie każda osoba w internecie jest zabójcą albo częścią
mafii, prawda?
–
Zdziwiłbyś się – mówi Zevran.
Nie
chcę wiedzieć dlaczego…
–
Niezależnie od tego, Isabela i Varric to zabójczy duet. Jeśli zechcą, byś był z
tym Fenrisem – podnosi saszetkę cukru i wymachuje nią przed moją twarzą – to
będziesz z tym Fenrisem.
– Będę
cię informował na bieżąco w tej sprawie – odpowiadam ponuro. W ogóle nie jestem
przekonany do tego pomysłu. Tak jak zwykłem mawiać – za dużo opcji do
rozpatrzenia.
–
Miejmy nadzieję, że będzie seksowny w realnym życiu – mówi Zevran, odwracając
się w przeciwną stronę i macha do kogoś, uśmiechając się.
Ach,
tak. Cousland dzisiaj pracuje. Nic dziwnego, że Zevran chciał przyjść akurat do
Duncan’s.
Cousland
jest trochę przerażający. Ma ciemne, długie, rozwiane włosy i wydaje mi się, że
nieustannie piorunuje mnie wzrokiem. Ma też mnóstwo dziwnych kolczyków i mało
mówi. Jest niższy ode mnie, ale… Jest z Zevranem. Albo po prostu ciągle z nim
sypia. I mieszka z nim. To skomplikowane, ale najwidoczniej Zevranowi to
odpowiada.
Mimo
wszystko lubię Couslanda, bo tak samo jak ja lubi psy. To on dał mi Milesa, bo
jego pies, Marty, jest z tego samego miotu, więc tak jakby jesteśmy
spokrewnieni… W jakiś dziwny sposób.
Cousland
podchodzi do naszego stolika, w jednej dłoni trzymając mały notesik, a w
drugiej długopis.
–
Czego sobie życzycie tym razem?
– Mmm,
czy będę zbyt przewidywalny, jeśli powiem, że życzę sobie ciebie? – Zevran trzyma
saszetkę cukru między zębami, którą jeszcze przed chwilą wymachiwał przed moją
twarzą.
– Przewidywalne,
ale mi odpowiada – odzywa się Cousland, wpatrując się w niego intensywnie.
Zevran odpowiada tym samym.
– To
ja poproszę gorącą czekoladę.
Siedzimy
w Duncan’s jeszcze przez jakiś czas
(Zevran decyduje się na jakąś egzotyczną kawę o dziwnej nazwie, a potem znika
na podejrzaną ilość czasu). Mam gdzieś, co mówi Zevran – ta rudowłosa kobieta
jest totalnie bardem.
Prawie
zapominam, że moja przyszłość jest zdana na łaskę Kapryśnego losu. Prawie. Potem wibruje mój telefon.
Merrill (8:37)
Garrett,
Znaleźliśmy
Fenrisa! :^)
– Dlaczego
wyglądasz, jakbyś miał kogoś zabić? – pyta Zevran. Skubie widelcem jakieś małe
ciasto. – Nie, żebyś wyglądał źle, po prostu…
–
ZNALEŹLI FENRISA – praktycznie krzyczę. Kilku ludzi obraca się i gapi się na
mnie.
–
Kogo? Och – Zevran bierze kęs do ust. – Racja. Twój potencjalnie seksowny potencjalny
seryjny morderca, w którym się kochasz.
–
Muszę natychmiast wyjść – mówię, równocześnie odpisując Merrill.
Garrett (8:37)
NIE
RÓB NICZEGO DZIWNEGO. POWSTRZYMAJ ISABELĘ I VARRICA. TRZYMAJ ANDERSA Z DALA OD
FENRISA.
Odpowiada
prawie od razu.
Merrill
(8:37)
Garrett,
Aveline jest onlien,
więc jesteś bezpieczny :^)
*Online, przepraszam
Czasami piszę o wiele
za szybko :^(
Dzięki bogu za Aveline.
Dzięki bogu. Kocham ją. Przytulę ją od razu jak spotkamy się w realnym życiu i
jeszcze dzisiaj wyślę jej E-kartkę.
– Aveline jest online,
więc na razie jestem bezpieczny. Muszę już iść – wyciągam pieniądze z kieszeni.
– Daj spokój – Zevran
wciska banknoty z powrotem do mojego portfela. – Pozwól mi zapłacić. Tylko tak
mogę zrewanżować się za te drzwi i wyciągnięcie cię z twojej pieczary w sobotni
wieczór.
– Dobra – zgadzam się,
chowam portfel i wstaję.
– Powinienem kupić
Leandrze jakieś kwiaty.
– Byle nie białe lilie,
nienawidzi ich.
Ponoć są dla niej za
bardzo pogrzebowe czy coś w tym stylu.
– Zapamiętam – uśmiecha
się Zevran. – A Bethany, hmm… Dam jej seksowną bieliznę. Ale najpierw pozwolę
Isabeli jakąś wybrać.
Mrużę na niego oczy.
– Żartuję! – podnosi
ręce w obronnym geście. – Żartuję, przysięgam. Nawet ja nie odważyłbym się zrobić czegoś złego twojej siostrze.
– Powodzenia w
wybieraniu prezentów – mówię, zasuwając po sobie krzesło i kieruję się w stronę
drzwi.
– Powodzenia z twoim… Dragon Time… Czymś tam – woła za mną.
– To się nie nazywa— dobra. Tak. Okej. Dziękuję – mówię z rezygnacją i
praktycznie wybiegam z kawiarni.
0 komentarze:
Prześlij komentarz