Dragon Age – Hawke/Fenris - Modern AU, Gamer AU
Garrett Hawke jest prostym facetem, którego cieszą proste rzeczy. Na przykład granie w gry MMORPG ze swoimi przyjaciółmi z Kapryśnego Losu – gildii, w której już od pewnego czasu praktycznie nic się nie dzieje. Nagle, gdy wszyscy stają się zainteresowani potencjalnym nowym członkiem – elfim wojownikiem o imieniu Fenris – to, co kiedyś było „przyjemnym spędzaniem czasu” staje się Operacją „Zaliczyć w Górnym Mieście” (albo, jak zwykła mawiać Isabela, „Sprawić, żeby Hawke wreszcie się z kimś przespał”). Łatwo się domyślić, że ta operacja nie zalicza się do prostych rzeczy, za którymi przepada Garrett Hawke.
Garrett Hawke jest prostym facetem, którego cieszą proste rzeczy. Na przykład granie w gry MMORPG ze swoimi przyjaciółmi z Kapryśnego Losu – gildii, w której już od pewnego czasu praktycznie nic się nie dzieje. Nagle, gdy wszyscy stają się zainteresowani potencjalnym nowym członkiem – elfim wojownikiem o imieniu Fenris – to, co kiedyś było „przyjemnym spędzaniem czasu” staje się Operacją „Zaliczyć w Górnym Mieście” (albo, jak zwykła mawiać Isabela, „Sprawić, żeby Hawke wreszcie się z kimś przespał”). Łatwo się domyślić, że ta operacja nie zalicza się do prostych rzeczy, za którymi przepada Garrett Hawke.
Od tłumacza: To opowiadanie jest fanowskim tłumaczeniem pierwszego rozdziału „Wicked Grace" autorstwa lyriumveins (jej tumblr), które możecie znaleźć w oryginale tutaj. Polecam przeczytanie wersji angielskiej w pierwszej kolejności, ponieważ nawet najlepsze tłumaczenie nie odzwierciedli ogromnego kunsztu literackiego.
Od tłumacza.2: Dawno nie wstawiałam nic innego niż Nędznicy, więc czas na coś nowego - Dragon Age. A z racji tego, że gra ta daje możliwość romansowania z postaciami towarzyszącymi głównemu bohaterowi, po przejściu drugiej części znalazłam sobie nowy, ulubiony ship - Fenris i Hawke. Łatwo się domyślić, że zaczęłam czytać wszystkie fanfiction o nich, które tylko wpadły mi w ręce - jednym z nich właśnie Wicked Grace, numer jeden w rankingach fanficów z tego shipu na AO3. I zakochałam się. To było do przewidzenia. Polecam przeczytać oryginał, bo ma masę świetnych gier słownych, których nie dało się przetłumaczyć na polski. Mimo wszystko - zapraszam do czytania i komentowania :D
____________________
Słowniczek (przeczytaj przed tekstem!)
– Wicked Grace – Kapryśny Los. Gra
karciana w serii gier Dragon Age.
– Klasy w grze – Wojownik (miecz
dwuręczny lub miecz i tarcza), Łotrzyk, Łotr (dwa sztylety lub łuk), Mag
(magiczny kostur, laska).
– Kirkwall – miasto-państwo znane także
jako Miasto Kajdan, które niegdyś było miejscem pracy niewolników, teraz
natomiast podzieliło się na bogate Górne i biedne Dolne Miasto oraz Katownię,
miejsce Kręgu Maginów (przymusowej organizacji szkoleniowej dla magów, która
szczerze mówiąc jest bardziej więzieniem i dlatego Anders jej nie lubi).
– Gildia, legion – gracze zrzeszeni w
zorganizowanej grupie posiadającej nazwę, rangę, strukturę. Posiada oddzielny
chat. By dostać się do gildii trzeba otrzymać zaproszenie. Od zwykłej grupy
graczy różni się tym, że nie usuwa się po zakończeniu rozgrywki.
– Suweren – waluta w grze, złota
moneta.
– Tank, tankować – postać w grze
(zazwyczaj wojownik o dużej ilości życia i wartości pancerza), która skupia na
sobie uwagę przeciwnika w celu zbierania największej ilości ciosów i obrażeń,
by inni członkowie drużyny o mniejszej ilości życia mogli dłużej walczyć.
– Rivanka – Varric nazywa tak Isabelę,
ponieważ jej postać rzekomo wywodzi się z krainy Rivan we północno-wschodnim
Thedas.
____________________
Jest elfem.
Ma białe włosy
dramatycznie przysłaniające mu połowę twarzy.
Jego skóra jest w
ładnym, jasnobrązowym odcieniu. Chyba oliwkowym.
Zbroja, którą nosi, jest
połączeniem zarówno ciężkiego, jak i cienkiego metalu, co nie jest zbyt dobre
dla jego klasy (zbyt lekka dla Wojownika, zbyt masywna dla Łotrzyka), ale…
Wyróżnia się. Wyróżnia
się na tyle, że zauważam go w tłumie, chociaż jesteśmy w samym centrum głównego
miasta na najbardziej zatłoczonym serwerze. Jest tu zdecydowanie za dużo ludzi.
Nie mogę się nigdzie ruszyć bez
zacinania się gry. (W końcu się poddaję i po prostu wpatruję się nieprzytomnie
w ekran przede mną, wpychając sobie śmietanowo-cebulowe chipsy do ust.)
„Fenris”, głosi biały
napis nad jego głową.
– Fenris – mówię.
– Co? – Isabela odzywa
się nagle w moich słuchawkach, natychmiast zainteresowana, mimo tego że jest
setki (jeśli nie tysiące) mil ode mnie. – „Fenris”? Kim jest „Fenris”? – jej postać stoi przed
handlarzem i sprzedaje coś, co najwyraźniej ma wartość całego ekwipunku jakiejś
gildii.
Znając Isabelę, to prawdopodobnie
właśnie jest cały ekwipunek jakiejś
gildii, zważywszy na to jak często między nimi przeskakuje. Na co dzień jest w moim legionie (cóż, technicznie rzecz biorąc
legionie Varrica) i choć czasami nas opuszcza, wszyscy wiedzą, że tylko nam
jest lojalna. Isabela twierdzi, że wcale tak nie jest.
Zawsze bierze co chce (a
można byłoby pomyśleć, że ma jakąś reputację)
i ucieka. Za każdym razem.
Jak to robi? Nie wiem.
I nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć.
– To. Eh. To ten
gościu? – odpowiadam inteligentnie, machając nad nim kursorem. – Jest elfem –
klikam na niego, przeglądając jego statystyki. Ma dwudziesty poziom i jest
wojownikiem. Hm, dziwne. Nie wygląda na początkującego.
– Mógłbyś to bardziej sprecyzować – prycha Isabela,
najwidoczniej rozbawiona. – O! Tam! Fenris! Teraz go widzę. Ooh, ale z niego przystojniak! Napiszę do niego. W tym
momencie.
– Ani mi się waż! –
krzyczę, niekontrolowanie wyrywając się do przodu, równocześnie przewracając
butelkę wody, która cudem omija moją klawiaturę. – Cholera!
– Czy znowu coś
rozwaliłeś? Musisz lepiej kontrolować swoje członki,
kociaku – mruczy Isabela. – Powinieneś już wiedzieć, że przez ekran komputera
nie jesteś w stanie mnie dorwać. Bez względu na to jak bardzo byś tego chciał.
– Wynajmijcie sobie
pokój – odzywa się markotny głos, a żółty napis pojawia się na ekranie:
Anders
[magerightsactivist] jest online.
– Anders! – szczebiocze
Isabela. – Jak ci minął dzień? Domyślam się, że czarująco?
– Cóż, wiesz jak jest –
zaczyna leniwie Anders, podczas gdy ja rzucam się po pokoju w poszukiwaniu
czegokolwiek, czym mógłbym wytrzeć biurko (wybór pada na papier z drukarki –
tak, wiem, jestem idiotą). – Rozmowy telefoniczne. Transakcje na czarnym rynku.
Koty. Tym podobne.
– Ekscytujące –
odpowiada Isabela, od razu tracąc zainteresowanie tematem i zamiast tego
zwracając się do mnie: – Ej, Garrett, jeśli do niego nie napiszesz, ja to
robię.
– Napisze do kogo? –
tym razem Anders jest tym niezainteresowanym.
– Gdzie wy w ogóle jesteście?
– Górne Miasto,
Kirkwall.
– Co? Dlaczego? Jebać Kirkwall! To miasto śmierdzi
nietolerancją i—
– Mam rzeczy do
sprzedania – przerywa mu Isabela. – Dużo rzeczy. Rzeczy, których natychmiast
muszę się pozbyć.
Nie chcę wiedzieć
dlaczego…
– Sprzedaj je w innym miejscu!
– narzeka w niebogłosy Anders. – Na przykład w Tevinterze. Dlaczego
przyczyniasz się do rozwoju ekonomicznego Kirkwall? Czy nie wiesz, że—
– Przestań się na mnie
wkurzać przez jakieś głupie mechanizmy społeczne wymyślone na potrzeby gry, ty
cholerny nerdzie! – oburza się
Isabela i kłótnia się zaczyna.
Wykorzystuję tę okazję by
zdjąć słuchawki i wyrzucić zmoczony papier do kosza. Wstając, przeciągam się i
czuję, jak całe moje ciało trzeszczy, zapewne przez to ile siedzę przed
komputerem. To cud, że nie mam problemów z kręgosłupem. A chwila, jednak mam.
Garbię się. Czy to źle? Chyba wszyscy się garbią, prawda?
Patrzę na Fenrisa,
który ewidentnie garbi się przez dwuręczny miecz na plecach. Nadal tam stoi.
Prawdopodobnie nawet nie ma go przy komputerze.
Z powrotem siadam do
biurka i zakładam słuchawki.
– …okropny los, który
spotkał magów! – Anders dopiero się rozkręca, z tego co widzę. Często to robi. Łatwo
się przyzwyczaić.
– Ah, nie ma nic
lepszego, niż wejść do gry przy słodkich dźwiękach gniewnego monologu
Blondaska.
Varric
[siegeharder] jest online.
– Varric! Ratuj! – zawodzi
Isabela, śmiejąc się.
Anders robi to swoje
oburzone prychnięcie, które wszyscy tak dobrze znamy, ale w końcu przestaje
bombardować nas zagadnieniami fabularnymi, które i tak nikogo nie obchodzą.
– Możecie czuć się
uratowani przez moją obecność – mówi Varric.
Varric to najbardziej
subtelna i czarująca osoba jaką znam. Jego charyzma jest powalająca, a głos taki…
głęboki.
– No, to co się dzieje w mojej najukochańszej malutkiej gildii?
– No, to co się dzieje w mojej najukochańszej malutkiej gildii?
– Garrett i ja właśnie
obczajaliśmy tego elfiego przystojniaka – mówi konspiracyjnym szeptem Isabela.
– Prawda, Garrett?
– Tak. Znaczy, czekaj, nie!
– plączę się w zeznaniach. Ogarnij się, Garrett! – Po prostu na niego
patrzyłem. To wszystko.
– Ta, jasne.
Szczególnie jeśli „po prostu na niego patrzyłem” oznacza „wbijałem w niego
ślepia, jedząc chipsy i dysząc do mikrofonu”. Wiesz, że ja to wszystko słyszę,
prawda?
Czasami tak jakby
nienawidzę Isabeli.
– W naszej malutkiej gildii
brakuje ludzi. Może zaproponujemy mu członkostwo? – Varric brzmi, jakby miał
jakieś złe zamiary.
– Stwórco, zmiłuj się
nad nami – mamrocze Anders. Chyba już wie, co planuje Varric.
– To świetny pomysł! –
szczebiocze Isabela.
– Co? Nawet nie wiemy,
czy jest w jakiejś gildii! Widzimy go dosłownie pierwszy raz w grze, a przecież
jesteśmy online praktycznie ciągle – podkreślam słowo „ciągle”, bo to smutna
prawda.
A przecież mamy swoje prawdziwe
życia! Tak jakby.
– Oo, jest
początkujący! Świeże mięso! – zachwyca się Varric. – Właśnie sprawdziłem jego
profil na forum. Nie jest w żadnej gildii… Jeszcze. Zostawcie to mnie.
Jesteście w Kirkwall, prawda?
– Nie dodawaj go od
razu! Nikt nie lubi być tak natychmiast dodany.
Traktuję bardzo
poważnie przyjęcie kogoś do gildii, bo sam mam złe wspomnienia z moich
początków w grze. Wszyscy mają.
To jeden z powodów, dla
których założyliśmy Kapryśny Los tak
szybko, jak tylko zdołaliśmy uzbierać wystarczającą ilość suwerenów (choć,
szczerze mówiąc, większość z nich należała do Varrica).
Tak więc nasza mała grupa
ma swoją dużą historię. Prawdopodobnie dlatego, że jesteśmy bardzo małą grupą. Wręcz ekskluzywną.
Chociaż na to akurat nie mieliśmy wpływu.
– Albo po prostu
moglibyśmy mu dać spokój. Nawet nie jest obecnie przy komputerze.
– Poprawna terminologia
to „AFK”, kotku – słyszę uśmiech w głosie Isabeli.
– A ty nazywasz mnie „cholernym nerdem” – komentuje
Anders z niedowierzaniem, chyba nadal wkurzony na to, jak bardzo nikogo nie
obchodzi fabuła tej gry.
– Możemy przestać oskarżać
się o bycie nerdem? Zaczynam tęsknić za Carverem.
Ach, Carver. Mój
najukochańszy braciszek. Ta karykatura ideału studenta-sportowca.
Mama mówi, że to tylko faza przejściowa, ale ja nie jestem tego
taki pewien. Carver złapał fazę na
bycie prostakiem w momencie, w którym nauczył się mówić.
Varric materializuje
się koło mojej postaci. Jest krasnoludem z kuszą w śmiesznie drogiej skórzanej
zbroi oraz stylowym zaroście i, szczerze mówiąc, jest najbardziej atrakcyjnym
krasnoludem, jakiego kiedykolwiek widziałem.
Nasze postaci wyglądają
mniej więcej tak samo jak my w realnym życiu, co mogłoby wydawać się straconą
okazją do upiększenia się, ale… i tak jest fajnie (chociaż jeszcze fajniej
byłoby nie być okropnie wysokim i
brodatym gościem z włosami odstającymi na wszystkie strony), bo daje nam to
poczucie, jakbyśmy naprawdę się widzieli. Pocieszam się, że to naprawdę oni,
tylko w wirtualnej wersji.
Właśnie tego nienawidzę
w znajomościach na odległość.
Odległości.
Aczkolwiek, przyznaję
się bez bicia, dodałem mojej postaci czerwoną smugę na nosie, żeby wyglądała trochę
złowrogo. Bo wojownicy powinni być trochę tacy przerażający, co nie? W końcu
machają mieczami… i psują rzeczy.
Wracam do
rzeczywistości. Isabela i Varric tańczą przede mną jakiś wyjątkowo dziwny
taniec. Zbiera się wokół nas roześmiany tłum, ale Fenris się nie rusza.
Ta, definitywnie nie ma
go teraz przy komputerze.
– Teraz to już na pewno będzie chciał dołączyć do
naszej gildii – pomrukuje Anders.
– Może powinniśmy
poczekać, aż wszyscy członkowie będą online, zanim napastujemy jakiegoś
losowego przechodnia zaproszeniami do gildii – sugeruję, chociaż wątpię, czy w
najbliższym czasie zapomnę imię tego losowego
przechodnia.
Fenris… To brzmi tak
znajomo.
– No proszę cię!
Przecież robimy to dla ciebie, kociaku! – Isabela zdaje się bawić w najlepsze.
– Jeszcze nigdy nie widziałam cię zainteresowanego kimkolwiek! Nigdy!
– Technicznie rzecz
biorąc, nadal nie widziałaś. Wydawało ci
się, że usłyszałaś, iż jest zainteresowany – stwierdza ponuro Anders. –
Poza tym, ten cały Fenris jest tylko
kolejnym graczem przereklamowanej gry MMO. Nie sądzę, żeby kwalifikował się do
bycia interesującym w aspekcie, który masz na myśli.
– Ałć! – śmieje się
krótko Varric. – To było poniżej pasa, Anders. Przecież każdy daje się czasami
ponieść swoim małym fantazjom, prawda?
– Jakim fantazjom?
Merrill [bloodydaisies] jest online.
Pojawia się tuż koło
mnie – chudziutka, czarnowłosa elfka z przesłodkimi, zielonymi oczkami i
magicznym kosturem większym niż ona sama.
– Cześć wszystkim!
– Hej Stokrotko. Hawke
beznadziejnie zakochał się w pewnym białowłosym elfie, stojącym o tam –
stwierdza Varric, profesjonalnym tonem gawędziarza. – To bardzo długa historia
wypełniona niesamowitymi uniesieniami.
– Dlaczego wszystkie
fajne rzeczy dzieją się, gdy jestem w pracy? To takie nie fair! – wzdycha Merrill.
– Varric, jesteś online
od pięciu minut.
Boże, ci ludzie…
– W dodatku wcale się
nie zakochałem! Po prostu ten chłopak ma dobre wyczucie kreowania postaci albo
coś w tym guście.
– Albo coś w twym guście
– Isabela, Anders i Varric powtarzają po mnie na raz. Zaczynam się śmiać, wbrew
sobie.
– Przestańcie – mówię,
ale przez śmiech i tak nikt nie bierze mnie na poważnie.
– Serio, żartujecie
sobie ze mnie? – wykrzykuje Anders. – Właśnie go sprawdziłem. Kolejny wojownik?
Serio?
– Czy to źle? – pytam.
– Przecież już mamy
dwóch wojowników, ciebie i Aveline. Nie potrzebujemy trzeciego – Anders
najwyraźniej jest oburzony.
– Od kiedy nas to
obchodzi? – jęczy Isabela. – Hawke i tak nie potrafi tankować.
– Ej! Umiem tankować! Ciągle tankuję!
– Ta, jasne – mówi
Isabela. Po lewej stronie ekranu wyskakuje mi wiadomość:
Isabela
[likebigboats69]: koffam cb hawkey <3
Jak już powiedziałem – czasami
tak jakby nienawidzę Isabeli.
– Ten chłopiec to
Fenris? Jest uroczy! – Merrill jest zachwycona. Słyszę, jak klaszcze w swoje
malutkie dłonie. – To takie ekscytujące! Czy dołączy do naszej gildii? Chciałabym
drugiego elfa!
– Powinniśmy zrekrutować
jakiegoś maga – mówi Anders, nie zwracając uwagi na entuzjazm dziewczyny. – Nie
wystarczą nam dwaj, skoro jeden z nich dźga
się nożem, żeby rzucić zaklęcie.
– Hej! Wiem co robię! –
upiera się Merrill. – Poza tym, jeden medyk wystarczy, prawda?
Anders wydaje z siebie
sfrustrowany odgłos, charcząc przez gardło.
– Och, uspokójcie się.
Nie potrzebujemy żadnych innych medyków, skoro mamy ciebie, Andersie.
Tak jak mówiłem, Varric
jest najbardziej charyzmatyczną osobą na świecie.
– Jasne – bąka Anders i
prawdopodobnie rumieni się przed swoim monitorem. Czuję to.
Nawet ja jestem cały czerwony, a ten komentarz
nawet nie tyczył się mnie.
To ten jego głos, mówię
wam.
– W każdym razie, jak
już mówiłam - myślę, że powinniśmy jak najbardziej zaprosić Fenrisa! – mówi
Merrill i podbiega do jego postaci.
– MERRILL – ledwo powstrzymuję się od ponownego wymachiwania rękami i
przewracania wszystkiego na około. – Nie— nie
zakradaj się tak do niego!
– Nie zaprosiliśmy
nikogo nowego od wieków! Ciągle jesteśmy w tym samym, starym składzie! – postać
Merrill uśmiecha się i kładzie jedną rękę na biodrze, drugą machając w stronę
Fenrisa. Isabela wystawia kciuka w geście aprobaty.
Proszę cię, Fenris. Nie
bądź teraz przy komputerze. Proszę.
Wiem, że nie słyszysz
nic z tego co mówię, ani z tego co ci ludzie knują, ale… Proszę.
– Już do niego
napisałeś? Bo jak nie—
I nagle, tak po prostu,
Fenris się porusza.
Na czacie zapada cisza.
– Co? Co się stało? –
pyta Anders, nieobecny z powodu swojego bojkotu Kirkwall.
Chcę, żeby ziemia się
rozstąpiła i mnie pochłonęła. Nie jestem pewien dlaczego. Po prostu chcę.
Fenris odbiega od
Merrill w stronę wyjścia z Górnego Miasta.
Cztery pary naszych
oczu odprowadzają go wzrokiem. A potem znika.
– Czekaj! O nie, on
ucieka! Co robimy?! Jeszcze do niego nie napisałam! – Merrill natychmiast
zaczyna panikować.
– Co się stało?! – domaga
się odpowiedzi Anders.
– Gońmy go! – krzyczy
Isabela.
– Nie gońmy go! – krzyczę ja.
– Czy on po prostu sobie
poszedł? – Anders zaczyna się śmiać.
– To nie jest śmieszne!
– Merrill jest tym wszystkim dziwnie poruszona. – Chciałam drugiego elfa!
– Spokojnie – mówi
Varric. – Po prostu weźmy kilka głębokich oddechów—
Isabela biegnie w
stronę wyjścia.
– ISABELA—
– Hawke. Rivanko. Głębokie
oddechy.
Zastosowuję się do
poleceń. Isabela także. Idzie jej to o wiele lepiej i bardziej teatralnie niż
mi, ale oboje oddychamy głęboko.
– Patrzcie jakie to
proste – Varric używa swojego głosu do „cierpliwego ogarniania współczłonków
gildii”. – Znamy jego imię, prawda? Więc będziemy w stanie go znaleźć.
– Ale Varric! Przecież tutaj
jest tyle graczy! – wyje Isabela.
– Po prostu chcesz za
nim pogonić, prawda?
Cisza.
– Tak dobrze cię znam,
Riwanko.
– No dooobra –
pomrukuje niezadowolona Isabela. – Ale, Garrettcie Hawke, nigdy nie będziesz
prawdziwym mężczyzną, jeśli nie będziesz podążał za tym, czego pragniesz!
– Ale ja niczego nie
pragnę! – krzyczę, a mój głos robi tą dziwną, piszczącą rzecz, kiedy się
denerwuję.
– Sprawię, żeby ten elf
dołączył do Kapryśnego Losu, nawet
jeśli miałaby być to ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu – mówi Varric,
ignorując mój pisk. – Nie mogę stracić tak dobrego tematu do friendfiction…
– Ooh, podoba mi się to
– mruczy Isabela. – Człowiek i elf? Bardzo
mi się to podoba.
– Mi też! – szczebiocze
Merrill.
Wzdycham i przyznaję
się do przegranej, ale tylko wewnętrznie. Nigdy się o tym nie dowiedzą. Nigdy
nie dam im tej satysfakcji.
Łapię za uprzednio porzuconą
paczkę chipsów śmietanowo-cebulowych i ponownie zaczynam wciskać je sobie do
ust.
– Nadal nie mogę
uwierzyć, że pozwalamy dołączyć do naszej gildii jakiemuś losowemu gościowi –
mówi Anders – ponieważ rzekomo jest
przystojny.
– Cóż, warto się
przekonać – Varric biega wokół Merrill, czasami podskakując, a ta słodko się
śmieje. To urocze, że Merrill uwielbia patrzeć na skaczące krasnoludy.
– Mam dobre przeczucia!
– nuci Isabela. – Wreszcie mamy nowy cel! Zapomnijcie o misjach, lochach i
fabule! Kapryśny Los ma nowy cel, a
celem tym jest sprawienie, by Garrett Hawke zaliczył!
Zaczynam się krztusić
chipsami.
Mój pies, Miles, wbiega
do pokoju i patrzy na mnie, niewzruszony.
„Zaliczył”…
Nawet nie wiemy kim
jest Fenris. Jest tu za dużo opcji do rozpatrzenia. Wszystkie przelatują mi
przez głowę, gdy krztuszę się śmietanowo-cebulowymi chipsami, ale kiedy tylko przestaję
umierać, zaczynam protestować. Isabebla i Varric zanoszą się śmiechem.
– Czy mogę spytać, co
znowu wyrabiacie?
Aveline
[captvallen] jest online.
– Och kotku, przecież
tylko się z tobą droczę – śmieje się Isabela. – Aveline, musisz koniecznie usłyszeć całą historię.
Gdy tylko Varric rozpoczyna
opowiadać Aveline o tym, jak zakochałem się od pierwszego wejrzenia w elfim
wojowniku o urodzie samego Adonisa, zanoszę się jękiem i zaczynam współczuć
Fenrisowi.
Gdyby tylko wiedział…
Uważam że udało ci się oddać charakter "Wicked Grace", co chyba jest najważniejsze (i najtrudniejsze) w tłumaczeniu tego fanfica. Będę niecierpliwie czekał na następne twoje tłumaczenia :3
OdpowiedzUsuń