Dragon Age – Hawke/Fenris - Modern AU, Gamer AU
– Nigdy nie używałam tych poradników do budowy postaci. Po prostu robię to, co myślę, że działa.
Od tłumacza: To opowiadanie jest fanowskim tłumaczeniem piątego rozdziału „Wicked Grace" autorstwa lyriumveins (jej tumblr), które możecie znaleźć w oryginale tutaj. Polecam przeczytanie wersji angielskiej w pierwszej kolejności, ponieważ nawet najlepsze tłumaczenie nie odzwierciedli ogromnego kunsztu literackiego.
Od tłumacza.2: Łał, ile to już czasu minęło? Miałam bardzo pracowite wakacje, więc nawet tego wszystkiego nie poczułam. Co do samego rozdziału - świetnie mi się to tłumaczyło, głównie przez to, że kocham dynamikę Isabela/Hawke/Merrill. Od razu biorę się za kolejny rozdział, bo w nim Hawke pierwszy raz usłyszy głos Fenrisa! :'D Tymczasem zapraszam do czytania rozdziału 5 i koniecznie dajcie znać, co sądzicie.
Słowniczek (przeczytaj przed tekstem!) -> w pierwszym rozdziale oraz:
- Oznaczenia [KL] - czat gildii Kapryśny Los, [PW] - prywatna wiadomość, [G] - czat grupy.
- Oznaczenia [KL] - czat gildii Kapryśny Los, [PW] - prywatna wiadomość, [G] - czat grupy.
____________________
– Nigdy nie używałam
tych poradników do budowy postaci. Po prostu robię to, co myślę, że działa.
– Mało kto gra magami
krwi, więc chyba cokolwiek zrobisz,
będzie okej, Merrill.
– Racja! Ale próbuję
też nie być za dobra…
– Magia krwi jest
wystarczająco zbalansowana. No bo w sumie i tak jesteś cały czas półmartwa, co
nie?
– Ej!
Śmieję się.
Merrill i ja rozmawiamy
przez video czat. Robię sobie przerwę od pracy (bo jeśli naprawię choćby
jeszcze jedno krzesło Bodahna, to chyba sam niedługo będę musiał się zreperować),
a najwidoczniej w pracy Merrill też nic się nie dzieje, więc…
Tak, obijamy się.
Merrill ma na sobie
fartuszek z ozdobnym napisem „Sabrae”, na głowie mały koczek, a na stole za nią
pali się jasnofioletowa świeczka.
To trochę dziwne
widzieć Merrill poza grą. Pierwszy raz, gdy zobaczyłem ją przez kamerkę, prawie
zapytałem, gdzie się podziały wszystkie jej tatuaże – właśnie tak bardzo
przyzwyczaiłem się do postaci z tej gry. To już chyba nałóg, a ja jestem
nieuleczalnym przypadkiem.
– Anders zawsze mi
powtarzał, że powinnam grać medykiem, ale sądzę, że magia krwi jest fajniejsza
– mówi Merrill. – I podobają mi się te animacje. Są takie brutalne!
– To prawda – uśmiecham
się.
– Co nie? Cieszę się,
że wybrałam tę specjalizację – stwierdza dziewczyna, popijając soczek z
kartonika. – Dzięki temu nasza grupa jest taka fajna i zróżnicowana.
– Te poradniki są
jakieś dziwne – mówię, przeglądając pięć różnych stron o budowie klasy
wojownika, a każda z nich twierdzi co innego. – Nic z tego mnie nie obchodzi.
– I tak nie jesteśmy
jakąś hardcorową gildią, więc nie przejmuj się tym wszystkim – Merrill wzrusza
ramionami. – Ej, lubisz ogórki?
– Uch, tak? Są całkiem
dobre.
– Tamlen przyniósł mi
zupę ogórkową… – dziewczyna zeskakuje ze stołka i znika poza zasięgiem kamerki,
a gdy wraca, ma z sobą styropianową miskę z zupą. – Nigdy takiej nie jadłam.
Jest zimna!
Też nigdy takiej nie
jadłem.
– W takim razie ją
podgrzej.
– Nie, ona chyba
właśnie powinna być zimna – Merrill
zdejmuje pokrywkę i wpatruje się w zupę. – Ponoć ma orzeźwiać w lato.
– Och. W takim razie
daj znać, jak smakuje.
Nie mogę pojąć, jak bardzo
słodka jest Merrill. Super urocza. Ciągle. Zawsze.
– Tak właśnie zrobię –
mówi zupełnie poważnym tonem, podnosząc wzrok znad zupy.
Zanim jestem w stanie
jej odpowiedzieć, słyszę głośny dźwięk i niemal podskakuję.
– Och, to pewnie
Isabela! – mówi Merrill, odstawiając zupę (i w ogóle nie komentując mojego
chwilowego przerażenia, za co bardzo ją kocham), po czym klika coś na laptopie,
akceptując nowe połączenie.
Isabela pojawia się na
ekranie.
I nie ma na sobie
bluzki.
– Kociaku! Stokrotko! –
krzyczy. – Najsłodsi członkowie mojej seksownej gildii!
Okej, ma na sobie
bluzkę, ale z ogromnym dekoltem i bez ramion.
– Cześć! – szczebiocze
Merrill.
– Czy ty nie powinnaś
być teraz w pracy? – pytam.
– Mogłabym cię spytać o
to samo, kociaku – Isabela puszcza do mnie oko.
– Nie mam pojęcia, jak
ten Bodahn to robi – jęczę. – Jak tak mały człowiek psuje aż tyle krzeseł?
– Może robi to
specjalnie, by móc cię zobaczyć – mówi Isabela, a ja nie mogę powstrzymać
śmiechu.
– To by wszystko
tłumaczyło – zgadza się Merrill.
– Ale czy nie może ich
przynosić po kolei, zamiast wszystkich na raz?!
Bodahn prowadzi
rodzinną restaurację Bodahn & Sons. Raczej
sam nie zniszczył tych wszystkich
krzeseł… Prawdopodobnie jego syn, Sandal, miał z tym coś wspólnego.
– Bardziej się opłaca
przynieść wszystkie na raz, kociaku. A jeśli chodzi o mnie – mówi Isabela,
klepiąc się po policzku. – Mam za chwilę spotkanie. U dentysty.
– Naprawdę?
Znam Isabelę. Znam ją.
Patrzy na mnie, potem na Merrill, aż w końcu się uśmiecha.
– Oczywiście, że nie.
Po prostu się zmęczyłam robotą.
Isabela pracuje w
jakimś biurze i tego nienawidzi. Najwyraźniej przyjęła tę pracę, bo myślała, że
będzie jak w jakimś zabawnym sitcomie.
– Ale mam dla was dobre
wieści, moi kochani. Robię kursy barmańskie, więc może wreszcie wyrwę się z tej
roboty!
– Och, to wspaniale!
Bycie barmanem brzmi jak coś, co chyba bardziej przypadnie ci do gustu – mówi
Merrill.
– Nie mogę się
doczekać, aż skończę z tym biurem – jęczy Isabela. – Tak bardzo męczy mnie
ubieranie się stosownie do pracy. I nie, Hawke, nie miałam tam na sobie tej
bluzki.
– Przecież wiem! Nie
musisz mi tego mówić.
– Po prostu stwierdzam
fakt. Mam duże cycki. Co im do tego? – Bela stopniowo zaczyna się irytować.
– Uważam, że twoje
piersi są bardzo ładne, Isabelo – stwierdza Merrill.
– Zgadzam się. Bardzo
ładne.
– Dziękuję. Też tak
sądzę – uśmiecha się. – Dobra, wracając do tematu. Wiem już, że mój kociak się
obija, ale co robi moja mała Stokrotka?
– Jest dzisiaj mały
ruch w sklepie, więc postanowiłam trochę odpocząć – Merrill wskazuje na
fioletową świeczkę, która pali się za nią. – Czujecie to? Och, w sumie to nie
jesteście w stanie. Ale to bardzo uspokajający zapach! Dzisiaj mieliśmy nową
dostawę.
– Oddałbym życie za
choćby jedną wizytę w twoim hipisowskim sklepie – mówię zupełnie serio. Kocham
świeczki zapachowe. Nie wiesz, czym jest prawdziwa
rozkosz, jeśli nie zażyłeś gorącej kąpieli otoczony czteroma waniliowymi
świeczkami.
Tak, jestem znawcą w
tym temacie.
– To wcale nie jest hipisowski sklep – mówi
Merrill, ale jej uśmiech sugeruje coś innego.
– Proszę cię.
Sprzedajecie tam dosłownie wszystkie zapachy
świeczek – mówi Isabela, przeciągając się. – Nawet te dziwne, jak… Miasto Mężczyzn. Czy właśnie to kupiłaś
Andersowi w tamtym roku?
– Tak. Chyba mu się
spodobała – rozpromienia się Merrill.
– To brzmi jak idealna
świeczka dla Andersa – stwierdzam.
Wprawdzie nie traktował
pobłażliwie Fenrisa po wczorajszym małym przesłuchaniu, ale… Nadal mam
wątpliwości. Ogromne. Uwielbiam Andersa, ale ten człowiek to… przeżycie. Jazda
bez trzymanki. Nie dla ludzi ze słabym sercem albo małymi pokładami
cierpliwości.
– Jak w ogóle pachnie Miasto Mężczyzn? – Isabela podpiera
podbródek na dłoni. – Jak szatnia na siłowni?
– Um… – Merrill
marszczy brwi, koncentrując się. – Chyba jak pacha. Ale taka ładnie pachnąca
pacha.
– Ładnie pachnąca
pacha?
Nie mogę w to uwierzyć.
– Tak! – uśmiecha się
Merrill. – Bardzo piżmowo.
– Będę musiał później o
to zapytać Andersa – mówię, próbując zachować poważną minę.
– Och, zdecydowanie –
Isabela puszcza mi oko.
– Nawet się nie waż
mnie z nim spiknąć, Bela.
Jedna „Operacja” to już zdecydowanie za dużo.
– Co? Spiknąć cię z
nim? Nigdy w życiu! – patrzy na mnie, jakby właśnie wyrosła mi kolejna głowa.
– To po co do mnie tak
mrugnęłaś?!
Stałem się niesamowicie
wyczulony na każdą zaczepkę Isabeli. Każde takie mrugnięcie może przeważyć o
moim losie.
– Robię to
automatycznie! – prycha Isabela. – Boże, ty i Anders… – zaczyna się śmiać.
– To by nigdy nie
wypaliło – stwierdza Merrill. – Nigdy.
– Z jaką osobą w ogóle
Anders chciałby być?! – Isabela nie
przestaje się śmiać.
– Na pewno z kimś
bardzo, bardzo zainteresowanym
niedolą magów w grze MMO – zauważam.
– I bardzo kochającym
koty – dodaje Merrill, a Isabela prawie płacze ze śmiechu.
– Merrill? – odzywa się
nagle głos, którego nie poznaję.
– Och. Och, Marethari!
Już idę! – Merrill odwraca się od swojego laptopa, po czym wraca na chwilę do
nas. – Przepraszam was, muszę już iść!
– To jej szefowa –
szepczę.
– Aha – odszeptuje
Isabela, nadal rozbawiona.
Merrill macha do nas
ostatni raz, a po chwili jej okienko na video czacie staje się czarne.
– Nie oberwie się jej
za to. Marethari jest okej – a przynajmniej tak mówiła mi Merrill.
– I tak nikogo nie było
w sklepie. A poza tym poleciła nam Miasto
Mężczyzn – Isabela marszczy nos.
–
Boże,
kto w ogóle wymyśla takie świeczki? – znowu się śmieję. – Ach, a tak w ogóle,
to przeglądaliśmy wcześniej poradniki o odpowiednim rozkładaniu statystyk
postaci. Próbuję się nauczyć jak być dobrym tankiem.
– Ty? Dobrym tankiem? –
unosi brew. – Niemożliwe.
– Dziękuję za twoje
wsparcie. Naprawdę wiele dla mnie znaczy.
– Przecież tylko
żartuję, kociaku – mówi Isabela, posyłając całusa w moją stronę. – Nie przejmuj
się tym, co mówią te wszystkie nerdy na forach. Świetnie sobie radzisz! W
sumie, skoro mamy teraz dwóch innych tanków w gildii, to możesz sobie pozwolić
na lenistwo.
– Ale nie chcę, żeby
Fenris myślał, że nie umiem grać!
Właściwie to numer
jeden na Liście Moich Obaw: Fenris myślący, że nie znam się na tej grze. Mam
reputację do utrzymania. Przecież w końcu pojawiłem się na białym koniu i
uratowałem go z rąk kościotrupów! Cóż… W sumie to sam sobie z nimi poradził.
Fenris wie co robi, sądząc po tym, jak szybko przebiegła wczoraj walka z Matką
Lęgu.
– Ej, jeśli Fenris nie pokocha
twojego okropnego tankowania, to nie jest wart twojego czasu – mówi Isabela,
sięga do szafki i wyjmuje z niej butelkę whiskey. – I uwierz mi, jestem pewna,
że to pokocha.
– Isabela, jest dopiero
środek dnia.
– Wiem – kobieta
zdejmuje korek z butelki i bierze duży łyk.
– Garrett.
– Jasna cholera! –
podskakuję z zaskoczenia.
W drzwiach stoi Carver
z Milesem u nogi.
– Ojeju, wygląda na to,
że kociak jest w tarapatach – chichocze Isabela.
– Jak ty—?
Ach. Racja. Zapasowy
klucz. Powinienem mu go już dawno zabrać.
Carver patrzy na mnie,
cały zaczerwieniony. Milesa, z drugiej strony, jak zawsze nic nie obchodzi.
Odwracam się do
Isabeli.
– Ja, uch, muszę iść.
– Zauważyłam. Baw się
dobrze! – dziewczyna pije jeszcze trochę whiskey, a ja zamykam laptopa.
Cholera. Teraz będę
musiał spojrzeć bratu w twarz. Odwracam się do niego powoli i obdarowuję go
moim najlepszym Uśmiechem Garretta (który jest całkiem czarujący, jeśli
zmrużysz oczy).
– Z kim rozmawiałeś? –
jego głos brzmi dziwnie, jakby gardłowo.
– Z Isabelą? – wstaję,
poprawiając koszulę. – Rozmawiałeś już z nią kiedyś.
– Nie… Nie o nią mi chodzi
– Carver marszczy brwi. – Tylko o… tę drugą.
– Och, Merrill?
Jak tak teraz o tym
myślę, to Carver jeszcze jej nie poznał. Chyba nigdy z sobą nie rozmawiali, ale
jestem pewien, że kiedyś mu o niej wspominałem.
Carver nieprzerwanie gapi
się na mnie, co robi się dziwne po paru chwilach. W końcu Miles prycha i drepta
w moją stroną.
– Jestem gotowy, by
naprawiać jeszcze więcej krzeseł – mówię, próbując wyrwać mojego brata z tego
transo-podobnego stanu, w który wpadł. Po chwili mruga kilka razy i pociera
twarz dłonią.
– Tak. Krzesła. Racja.
Chodźmy. Mama cię zabije.
Szczerze mówiąc dziwi
mnie, że to Carver mnie jeszcze nie
zabił. Ale na to akurat nie narzekam.
~
– Czy ktoś może mi
przypomnieć, dlaczego to robimy?!
Isabela, Fenris,
Merrill i ja stoimy przed wejściem do lochów. Zazwyczaj nienawidzę wszystkich
lochów tak samo, ale… Kościany Szyb to mój drugi najbardziej znienawidzony loch
w całej grze. (Moim numerem jeden są Głębokie Ścieżki. Jeśli zaprosisz mnie do
drużyny i jakimś sposobem wrobisz w pójście z tobą na Głębokie Ścieżki, to
przysięgam, że wyloguję się nawet, jeśli twoja drużyna to magowie wyłącznie
wyspecjalizowani w leczeniu. Zostawię was wszystkich na pewną śmierć. Tak to
już jest w życiu).
– Potrzebujemy Kła
Smoka do misji Zielarza – mówi Isabela. – A bossem w Kościanym Szybie jest…
– Smok! – oświadcza
Merrill.
Ktoś pisze coś na
czacie grupowym.
[P] Fenris [Fenris]: nienawidzę tego
miejsca.
Słyszy nas przez
słuchawki, ale my go jeszcze nie. Powiedział, że wkrótce kupi nowy mikrofon, więc
na razie nadal odpisuje nam na czacie grupowym. Było to najpierw trochę
niezręczne, ale teraz… Chyba przywykłem.
– Widzicie? Nawet
Fenris się ze mną zgadza – mówię, irytując się. – Nie mamy nawet przy sobie
medyka!
– Anders musiał się
zwijać w ostatnim momencie – informuje mnie Isabela, a jej postać kładzie dłoń
na biodrze i zaczyna niecierpliwie tupać nogą. – Mówił coś o tym, że „umowa nie
wypaliła”. O co chodziło? A kto go tam wie. Ważne, że mamy Merrill!
– Merrill, uwielbiam
cię, naprawdę, ale nie umiesz leczyć. W zasadzie jesteś dokładnym
przeciwieństwem leczenia.
[P] Fenris [Fenris]: nawet jeśli
mielibyśmy medyka…
[P] Fenris [Fenris]: nadal bym
nienawidził tego miejsca.
[P] Fenris [Fenris]: czy ktoś z was
czytał o jego historii? ohyda.
– Och,
tak! – mówi Merrill. – Jakiś mężczyzna rzucił smokowi swoich niewolników na
pożarcie. Wstrętna sprawa.
– Po
prostu wróćmy do Kirkwall i zajmijmy się craftingiem
– wyję do mikrofonu.
–
Kociaku, zachowujesz się jak jakiś cienias – deklaruje Isabela, a okienko prywatnych
wiadomości pojawia się na moim ekranie.
[PW] Isabela [likebigboats69]: PRZESTAŃ
BYĆ TAKIM MIĘCZAKIEM TY C I E N I A S I E
[PW] Isabela [likebigboats69]: bądź
dużym silnym chłopcem dla fenrisa plz
[PW] Isabela [likebigboats69]: jak masz
mu się podobać skoro ciągle tylko marudzisz???
[PW] Garrett [dragonhawke]: ale ja
naprawdę nie lubię lochów!!!!!
Isabela
ma rację, ale nie zgodzę się z nią bez względu na wszystko.
– Ugh,
dobra. Dobra! Ale… – urywam, bo Miles zaczyna lizać moją stopę. – Argh! Miles!
Przestań! Rozpraszasz mnie – odganiam go drugą nogą.
[PW] Isabela [likebigboats69]: NIE WAŻ
SIĘ ZMIENIAĆ TEMATU NA PSA
–
Dobra, w takim razie: wyruszamy! – krzyczy Isabela, biegnąc w stronę jaskini.
Loch [ Kościany Szyb ] rozpoczęty.
–
Zabijmy smoka! – Merrill biegnie tuż za Isabelą.
Znowu zaczynam jęczeć.
– Fenris. Tak bardzo, bardzo przepraszam.
[P] Fenris [Fenris]: nic się nie stało. spróbujmy wyciągnąć z tego jak
najwięcej.
~
Kopalnie Kościanego
Szybu są obrzydliwe, całe porośnięte mchem i błotniste, a w dodatku rzucające
się na nas pająki przyprawiają mnie o krzyk. Merrill też, ale ona sądzi, że
pająki są urocze, więc to chyba okrzyki zachwytu.
Isabela nie przestaje
się ze mnie śmiać, ale przynajmniej robi to z miłością, a Fenris też zdaje się
całkiem dobrze bawić (chociaż gdyby miał mikrofon, mógłbym być tego zupełnie
pewny).
Staram się z całych sił
być dobrym tankiem, ale… Fenris tak świetnie sobie radzi. Nie mam pojęcia,
jakim cudem jeszcze nie zauważył, jaką porażką jestem.
Jest aż tak dobry.
Raz na jakiś czas rzuca
losowymi ciekawostkami o tej kopalni, ale stara się, by nie były zbyt długie i
nudne (w przeciwieństwie do pewnego maga, którego wszyscy znamy i kochamy),
więc jest… miło. Trochę żałuję, że nie zwracałem uwagi na fabułę tej gry, bo mielibyśmy
wtedy kolejny temat do rozmowy.
Za każdym razem gdy coś
napisze, powtarzam w kółko „ach, aha”. Albo „łał”. Mówię bardzo dużo „łał”.
Ale to chyba dobrze,
prawda? To super być tak entuzjastycznym. Wcale nie próbuję sprawić, by Fenris mnie
bardziej polubił.
Okej, może trochę.
Nagle Fenris używa
szczególnie widowiskowej umiejętności, by powalić ogromnego pająka oznaczonego
jako „Królowa Pająków”. Jego postać pobłyskuje jasnym, niebieskim światłem, gdy
przeszywa bestię, a jej punkty życia spadają do zera.
– Łał – jąkam się. –
Fenris, ty— To było niesamowite.
[G] Fenris [Fenris]: dzięki. lubię mieszać umiejętności z różnych klas.
– Robi wrażenie! –
Isabela przecina się przez kolejnego ogromnego pająka. – Powinieneś nauczyć
Hawke’a tak tankować. Jest zupełnie do bani.
– Właściwie to jestem
tylko w połowie do bani – mówię, dobijając samodzielnie
potwora.
[G] Fenris [Fenris]: sądzę że jesteś w tym całkiem dobry
Dostaję powiadomienie o
prywatnej wiadomości i przez chwilę waham się, czy ją otworzyć.
[PW] Isabela [likebigboats69]: SĄDZI ŻE JESTEŚ W TYM CAŁKIEM DOBRYYYYYYYYYYY ;)
;) ;)
Wydaję z siebie dziwny
jęk (co się z tobą dzieje, Garrett?), ale umiejętnie zmieniam go na
kaszlnięcie, a następnie wracam do czatu grupy, bo zdecydowanie nie jestem w
stanie odpowiedzieć na to werbalnie. Nie ma mowy.
[G] Fenris [Fenris]: lubię klasy w tej grze bo nie trzeba się trzymać
schematów.
[G] Fenris [Fenris]: może nie jesteś świetnym tankiem, ale zadajesz dużo
obrażeń. większość tanków tego nie potrafi.
[G] Fenris [Fenris]: jeśli dodasz więcej punktów do kondycji, będziesz zagrożeniem
dla innych wojowników. szczególnie jeśli skupiają się tylko na tankowaniu
[P] Fenris [Fenris]: w pojedynku jeden na jeden z łatwością byś ich pokonał.
Jestem cały czerwony.
To prawdopodobnie
najmilsza rzecz, jaką ktokolwiek powiedział na temat moich umiejętności w tej
grze. Kiedykolwiek.
Nie jestem w stanie
wydusić z siebie słów. Po prostu gapię się w ekran.
– Och, Fenris! To
super, że znasz się na tym wszystkim – mówi Merrill. – Tak się cieszę, że do
nas dołączyłeś! Mam pomysł. Może podszkolisz Garretta w walce?
O mój boże.
Czy Merrill właśnie
rozpoczęła Fazę Drugą Operacji Zaliczyć w Górnym Mieście? Czy to się właśnie
stało? I zrobiła to Merrill?
– Uch, nie musisz!
Jakoś daję radę. Stopniowo – nie chcę go męczyć ani wyjść na zdesperowanego, bo
to by było niezręczne. Wystarczy mi świadomość, że uważa, iż jestem „w tym
całkiem dobry”.
– Ale Garrett, przecież
sprawdzałeś wiele poradników w internecie i nie mogłeś zrozumieć ani jednego.
On nie miał tego
wiedzieć, Merrill.
[G] Fenris [Fenris]: to nic. sam nie rozumiem połowy z nich.
[G] Fenris [Fenris]: pomogę ci jeśli chcesz.
– Och, uwierz mi,
pragnie tego – śmieje się Isabela.
– Cicho! – moje
policzki nadal płoną. Tak bardzo się cieszę, że nie mam teraz włączonej
kamerki. – W sumie trudno to wszystko samemu ogarnąć – śmieję się, ale brzmię
jak psychopata.
Pomogę
ci, jeśli chcesz.
Miles wskakuje na moje
łóżko. To zazwyczaj strefa bez-Milesowa, ale tym razem pozwalam mu tam wejść.
Pomogę
ci, jeśli chcesz.
Dostaję prywatną
wiadomość.
[PW] Merrill [bloodydaisies]: Nie ma za co Garrett <3 :^)
Nie mogę w to uwierzyć.
Merrill jest geniuszem. Malutkim, uroczym, jedzącym zupę ogórkową geniuszem.
– Czas na ostatniego
bossa! – oświadcza Isabela, podskakując z radości. Wszyscy jesteśmy umazani
krwią i stoimy pośród niezliczonych zwłok pająków.
[G] Fenris [Fenris]: tak. powinniśmy iść dalej.
– Och, nie mogę się
doczekać! Kocham walczyć z tymi potworami. Są takie duże! – słyszę, jak Merrill
klaszcze w dłonie z podekscytowania. – Jeszcze tylko jedno szybkie zaklęcie
ochronne…
Zaczyna świecić się na
czerwono. Zupełnie nie rozumiem magii krwi.
Szczerze mówiąc, nie
mam pojęcia jakim cudem jeszcze nie umarliśmy.
Isabela, jak na
racjonalnego łotra przystało, wbiega jako pierwsza do lochu bossa, a my
podążamy za nią.
Nie jesteśmy już w
jaskiniach, tylko na kamiennej platformie, a przed nami rozciąga się jałowy
krajobraz. Smok wydaje z siebie przerażający wrzask, a następnie gwałtownie
zlatuje na ziemię. Jego skrzydła są ciemno fioletowe i przysłaniają słońce.
Kocham smoki. Tak
bardzo kocham smoki.
– Kocham smoki! – wołam,
a potwór ląduje przede mną i wypluwa na mnie falę ognia.
– Co ty nie powiesz –
komentuje Isabela, wyciągając swoje sztylety. – Gotowi?
– Tak! – potwierdza
Merrill.
– Zawsze – choć nadal
się palę, łapię za swój miecz i zamierzam się na głowę smoka.
[ Tryb: Sojuszniczy Ogień Aktywowany – likebigboats69 ]
– Co—
Isabela przebija mnie
sztyletem. Szybko. Brutalnie. Następnie jednym płynnym ruchem chowa noże do
pochew.
Mija chwila, zanim moje
ciało opada bezwładnie na ziemię i jestem… martwy.
– ISABELA?! – krzyczę,
a Miles prycha i przewraca się na drugi bok na moim łóżku. – Isabela, co to
kurwa było—
– Sorry, kociaku. Musi być jakaś równowaga w naturze – rzuca się ze
sztyletami na smoka. – A ty zostawiłeś mnie na pewną śmierć ostatnim razem.
O mój boże.
Pomioty. Bethany.
Zevran. To ich wina!
– To nie była moja
wina! Jak możesz mi to robić? Nie wierzę! Morderstwo! Halo, policja—
Moje biedne, palące się
zwłoki połyskują na czerwono, a szkarłatna aura wędruje aż do postaci Merrill.
– Do jasnej cholery, ty
też?
– Szkoda, żeby się
zmarnowało – tłumaczy Merrill, odzyskując punkty życia, które wcześniej
zmarnowała używając magii krwi.
[G] Fenris [Fenris]: krwawe poświęcenie. nieźle.
Magia krwi! „Szybkie
zaklęcie ochronne”, ta jasne! To był spisek!
– Zostałem brutalnie
zdradzony – rozpaczam po mojej biednej postaci.
– Och, daj już spokój –
mówi Isabela.
– Et tu, Brute?!
Isabela i Merrill
zaczynają się śmiać. Fenris pewnie też.
Chciałbym móc go
usłyszeć.
Trochę się za to
nienawidzę, bo jest zbyt dużo zmiennych, a
ja nawet go nie znam, ale… Zaczynam się przełamywać.
Patrzę, jak zabijają
smoka i próbuję udawać obrażonego, gdy Merrill niewinnie stwierdza, że nie
udałoby im się gdybym nadal żył. (Chociaż ma zupełną rację. Za bardzo kocham
smoki, żeby efektownie z nimi walczyć – za bardzo się rozpraszam patrząc na ich
super skrzydła). Isabela bierze Kieł Smoka i wszyscy wracamy do Kirkwall, by
oddać go NPC-towi.
Nagle dostaję prywatną
wiadomość.
[PW] Fenris [Fenris]: daj znać jeśli będziesz chciał obgadać te statystyki dla
wojowników.
[PW] Fenris [Fenris]: naprawdę chętnie ci pomogę.
Moja klatka piersiowa
nadal boli mnie od śmiania, a policzki ciągle pieką, bo Merrill i Isabela
nabijają się z fryzury jakiegoś biednego NPC-ta. Są okropne.
Nie chcę, żeby Fenris
wiedział jak bardzo nieudolny jestem, ale mimo całego ryzyka i wszystkich zmiennych…
Chcę go lepiej poznać.
[PW] Garrett [dragonhawke]: Bardzo, bardzo chętnie przyjmę twoją pomoc!
Wciąż nie jestem w stanie zdecydować się, czy bardziej kocham tego fanfica, czy Ciebie za tłumaczenia ;') Żałuj, że nie widziałaś mojego zrywu, jak tylko zobaczyłam, że kolejny rozdział już jest! Czekam z niecierpliwością na następny i mam nadzieję, że wakacje się udały.
OdpowiedzUsuńAhh dziękuję ci bardzo! <3 Mam teraz trochę czasu po wakacjach, więc spodziewaj się kolejnych rozdziałów o wiele szybciej niż poprzednich :> Btw jesteś tak wiernym fanem, że chyba wkrótce zrobię ci jakiś medal za wytrwałość i cierpliwość xd
UsuńNie ma tego złego, jak widać przez cały ten czas nie doceniałam swojej cierpliwości :'D Zresztą, dla fenhawke wszystko xD Preferuję ordery z kartofli, bardzo mile widziane, choć nie wymagane.
UsuńKocham
OdpowiedzUsuńEh
OdpowiedzUsuń